The Ancients - moja własna, stworzona niedługo po premierze gry gildia, na serwerze, który już nie istnieje
Stare forum mojej gildii jeszcze działa, więc przekopiuje tutaj coś, co udało mi się wyskrobać dawno temu. Trochę takie małe Role-Play, albo inne coś czego nie udało mi się skończyć.
Oryginał wraz z błędami, z amatorską fabułą, starymi nickami. Jak to widziałem Naszą pierwszą wyprawę na ops'a...
###
Darth Mirash, świerzo upieczona Darth, przechadzała sie po korytarzach Akademii Sithów z radością otrzymania nowego tytułu i rangi, gdy nagle ktoś w znajomej zbroi przykuł jej uwage:
- Forsaken? Hej! Co Ty tu robisz? Myślałam, że Mandalorianie nie znajdują zatrudnienia na Korriban. - z uśmiechem witajac starego kumpla - Musze Ci się pochwalić, od teraz jestem Darthem! Musisz mnie szanować!
-Tak, tak... Musiałem nazywać Cię Mroczną Panią jeszcze zanim zostałaś Sithem... - zaśmiał się i przytulił przyjaciółke.
Jednak Mirash wyczuła coś dziwnego. - Chyba nie przybyłeś tutaj, by polować na jednego z Twoich "elitarnych" stworów, Sithowie nie lubią, gdy obcy kręcą się tutaj, a co dopiero w ruinach...- Forsaken robiąc krok w tył, zdjął hełm, a z torby wyciągnął błyszczący fioletem, dość duży krysztal.
-Wyczuwam, że to cós, co pozostało ze stwora, na którego dostałam zlecenie od Mrocznej Rady, choć chwile przed moim wyjściem, otrzymałam odwołanie od tej misji, zastanawiałam sie, dlaczego? - spoglądała na niego przenikliwie, jakby coś naprawde poważnego go trapiło.
-Masz racje Mirash, znamy się na tyle, że nie mamy co sobie wyjaśniać, powiem Ci wszystko, jak wrócę ze spotkania z Mroczną Radą... - westchnął, schował kryształ, założył hełm i odszedł...
Mirash i Forsaken siedzieli w kantynie, sprzeczając się o "latające ryby" na Alderaan, które slużyły jako środek transportu, Mirash spedzała całe godziny na lataniu, a Forsaken wolał przemierzać bagna, niż na nie wsiadać. Był już środek nocy, jednak obojgu nie chciało się spać. Nagle w kantynie zrobiła się cisza, błogi spokój, aż dziwne, że wszyscy umilkli na tą jedna, krótka chwile, Forsaken głeboko westchnął, napił się:
-Więc teraz mi powiesz Fors... Co jest?- Mirash nabrała powagi, znała zwyczaje przyjaciela.
-Dobry ten napój, mam nadzieje, że nie robią go z tych obrzydliwych K'lor'slugów. - Uśmiechnął się, ale wiedział, że juz pora zaczać.
-Mand'alore skierował mnie tutaj, ponieważ Mroczna Rada ma wielki problem, tak wielki, ze wojna z Republiką, to przy tym splunąć i potrzebują odpowiedniego osobnika, w odpowiednim miejscu. Sama wiesz, że poza Mand'alorem, jest tylko kilku Mandalorian, którzy cieszą się szacunkiem Sithów, między innymi ja i Lordcane. On jednak został wysłany na inną bardzo ważną misję, pozatym, ma znajomości, kontakty, do tego jest najlepszym medykiem polowym jakiego widziała galaktyka i równie dobrym pilotem. Ja trudnie się bardziej w eliminowaniu ciężkich celów, do tego Zdobywca Corellii... to ciągnie się za mną niepotrzebnie, zatrudniono mnie i zrobiłem co było w kontrakcie, ale było tam wielu dobrych ludzi, chociażby Generał Hesker, pracował równie ciężko co ja, ale dobra, Lordcane też ma podobny problem, po przejęciu dowodzenia nad Czarnym Szponem, jego manewry są nawet omawiane w akademii pilotów, a Republika wystawiła za schwytanie go żywego dwukrotnie wyższą nagrodę niż za mnie! Aha, przechodze do rzeczy, tylko się tak na mnie nie patrz... Ten stwór, którego zabiłem był pełen Mocy Ciemnej Strony, napewno to czułaś, był to test dla mnie, jako dla kapitana sił uderzeniowych na Belsavis, lece tam niedługo. Nie rób takiej miny, nie jest mi do śmiechu, a to naprawde poważna sprawa. W zamian za spore wynagrodzenie, mam poprowadzić oddział Imperium do tak zwanej "Krypty Wieczności"... wiem, poważnie brzmi, to jakiś nowo odkryty kompleks więzienia. Uwolniłaś stamtąd Dread Lordów, więc widziałaś tych całych Esh-Ka. Z tego co przekazała mi Rada, jest to kompeks więzienny dla najstraszliwszych, najgroźniejszych i najstarszych więźniów, równie starych i potężnych co Esh-Ka, a nawet żyjący Rakata, z ich technologią i mocą, którzy mogą próbować odbudować Nieskończone Imperium... Zadanie polega na wejściu, wyeliminowaniu zagrożenia, zabezpieczeniu, wezwaniu oddziałów czekających na orbicie, dbających by Republika mi nie przeszkadzała. Tak, też się ciesze, że tam lece... zwłaszcza, że nie wiem, kto bedzie oddziale, którym mam dowodzić, ale tym już się jakoś zająłem... Znajomości z Darth Decimusem, zabiciem Dartha Tormena oraz kilku Mistrzów Jedi na koncie są pomocne. Dostałem pozwolenie, na skompletowanie własnego oddziału i... Ej! Nie patrz tak na mnie! Dobrze myślisz, Mroczna Pani może się pakować - Forsaken dopił napój, wstał z uśmiechem dodając - Tylko lepiej się pospiesz, w takich chwilach, Lordcane zwykle wpada w najwieksze tarapaty. Oby na Taris nie pogryzły go Rakghule, bo o ile pamiętam Sandetsu i Rehirn są razem z nim!
- Następnym razem Fors zabije Cie! Lordcane'a też, dla pewności, byście mnie już nigdy nigdzie nie wkopali... Cóż, skoro tak mówisz, to pewnie niebawem dostane odwołanie od mojej tajnej misji i rozkaz dołączenia do Ciebie. Leć na Taris, ja zajmę się Icemenem na Voss, z reszta jakoś się skontaktujemy, do zobaczenia na orbicie Belsavis...
###
- Co to znaczy Sandetsu nie żyje?! Co to znaczy, że Rehirn przepadł?! Masz pięć sekund by wyjaśnić mi co zrobiłeś zanim rozwale Ci głowę z czego minęły już trzy Lordzie!! - Forsaken był bliski furii, ledwo powstrzymywał się przed naciśnięciem spustu. Lord z lufą przyłożoną do skroni szybko wyjaśniał.
-Uspokój sie! To nie Ja! Ta idiotka zamknięta w celi wszystko Ci wyjaśni! - Lord zaczął iść w stronę drzwi więziennych.
-Zabiłbym Ją osobiście, ale wygląda na ważnego agenta imperium. Do tego nic nie mówi, poza tym, że "Czas pokaże" - Forsaken szedł powoli, nie opuszczając broni. Będąc przy celi spojrzał na zakmniętą w niej kobiete. Siedziała na pryczy, bokiem do nich z opuszczoną głową.Średniego wzrostu, krągłe biodra, wcięcie w talii, biust ponad przeciętna, przeciętna dlugość wlosów. Poza ciemną karnacją skóry i włosów, bardzo podobna do Mirash.
-Byliśmy w okopie i obserwowaliśmy patrole Republiki. Wokoło roiło się od Rak-ghuli, a ona z nikąd wpadła między Nas. Użyła jakiegoś dziwnego ładunku, które narobiło hałasu, ze monstra z połowy planety zaczęły się zbiegać. Zanim ktokolwiek dobył broni, Rehirn od siły eksplozji wyleciał poza okop. Sandetsu dostał nożem wielkości pazurów Rancora, ale nie śmiertelnie, byle nie mogł się poruszać. Mnie trafiła jakąś wiązką, przez co nie mogłem poruszyć mojej zbroi wspomaganej. Nim się obejrzałem, Rehirna ciągnęły gdzieś Nek-Ghule... Miałem porażone urządzenia, więc nic nie slyszałem. Toczyła jakąś rozmowe z Sanem, po czym w szale wyciągnęła z niego nóż i zaczęła ciąć jak opętana. Była cała we krwi. Postawiła obok niego jakiś nadajnik, zostawiając go na pastwe Ghuli, razem ze Mną. Pancerz szybko się zrestartował i zanim odbiegła dopadłem Ją. Słyszałem jak Sun krzyczał, żebym uciekał. Więc co miałem robić? Ogłuszyłem Ją, na ramię i w nogi. Nie zabiłem Jej tylko dlatego, że miała przy sobie odznake wywiadu i symbol wysokiej rangi... Co teraz? - Dziewczyna w tej chwili podniosła głowe, pokazała twarz. Lord spostrzegł, ze pistolet nie jest w niego wycelowany, a Forsaken się dziwnie uspokoił.
-Znasz ją Fors? - Zapytał Lord.
-No właśnie Fors, znasz mnie? - Zapytała dziewczyna spoglądając mu w oczy.
-Znam Cię Calanthe, trochę czasu minęło. - Forsaken odwzajemniając spojrzenie, zbliżył się do wyłącznika pola.
-Chcesz Ją wypuścić? Czy Ty już do końca zgłupiałeś?!-
-Nie ma sensu Jej zamykać. Zostanie zwolniona z pudła z poprawne wykonanie misji, a zabicie Jej narobi Nam nielada kłopotów... -
Szli korytarzem we trójkę, stanowczo, lecz nie za szybko. Lord pozostawał nieco z tyłu.
- Dawnośmy sie nie widzieli Fors, co tam? - Z serdecznym uśmiechem zapytała Calanthe.
- A całkiem nieźle, ale chyba nie mam się co produkować, raczej wszystko wiesz. -
- Masz racje, wiem wszystko, ale nie całkiem, masz jakieś mroczne sprawki, które niebywale mnie interesują...
- To niech przestanął moja droga... Masz nam coś do wyjaśnienia... - Lord nagle dobył broni, wycelował w oboje z wściekłością cedząc przez zęby.
- Albo powiecie mi TERAZ co jest grane, albo Was pozabijam... Zginęło dwóch moich kumpli... W tym momencie mam gdzieś odpowiedzialność. - Cała trójka patrzyła na siebie, nie wiedząc co bedzie za chwilę.
- Powiedzmy, że Darth Sandetsu i Darth Rehirn przedłożyli własne dobro, przed naszym kochanym Imperatorem i naszym Wspaniałym Imperium. Dodam, że miało to związek z operacją na Belsavis, którą moj drogi miałeś dowodzić. Okazali się zdrajcami, zresztą nietylko oni, pracującymi dla organizacji, która chce przywrócić Nieskończone Imperium. Ich śmierć musiała wyglądać na robote Rak-ghuli. Co do Sandetsu, to była równeż sprawa osobista...
- Fors! I TY w to wierzysz?! Takie bzdury?! Zraz ją rozwale!!! -
- Znam Calanthe dłużej niż Ciebie, Mirash i całą reszte! Jeśli sie nie uspokoisz to ja rozwale Ciebie!! - Wycelowali w siebie, patrzyli prosto w oczy...
- Spokojnie Panowie! Belsavis czeka. Obojętnie kto kogo zabije, kolejny zginie za zdradę stanu. - Powiedziała Calanthe wchodząc miedzy nich.
- Ty Lordzie lecisz ze mna na stacje! A Ty, Fors, ktoś ma się z Tobą skontaktować, odnośnie Twoich "mrocznych spraw"... -
Przyspieszyli kroku. Każdy z nich udało się na własny statek. Lordcane wściekły, Calanthe zdterminowana, a Forsaken z nadzieją, że Mirash i Icemen są już na stacji.