Pages: [1]
  Print  
Autor Topic: The Ancients  (Read 2380 times)
Vetharius
Przybysz
*
Offline Offline

Wiadomości: 37


"Peace is a lie, there is only Passion..."


« on: April 05, 2013, 04:19:59 PM »

The Ancients - moja własna, stworzona niedługo po premierze gry gildia, na serwerze, który już nie istnieje ;)

Stare forum mojej gildii jeszcze działa, więc przekopiuje tutaj coś, co udało mi się wyskrobać dawno temu. Trochę takie małe Role-Play, albo inne coś czego nie udało mi się skończyć.

Oryginał wraz z błędami, z amatorską fabułą, starymi nickami. Jak to widziałem Naszą pierwszą wyprawę na ops'a...   :)


###

Darth Mirash, świerzo upieczona Darth, przechadzała sie po korytarzach Akademii Sithów z radością otrzymania nowego tytułu i rangi, gdy nagle ktoś w znajomej zbroi przykuł jej uwage:
- Forsaken? Hej! Co Ty tu robisz? Myślałam, że Mandalorianie nie znajdują zatrudnienia na Korriban. - z uśmiechem witajac starego kumpla - Musze Ci się pochwalić, od teraz jestem Darthem! Musisz mnie szanować!
-Tak, tak... Musiałem nazywać Cię Mroczną Panią jeszcze zanim zostałaś Sithem... - zaśmiał się i przytulił przyjaciółke.
Jednak Mirash wyczuła coś dziwnego. - Chyba nie przybyłeś tutaj, by polować na jednego z Twoich "elitarnych" stworów, Sithowie nie lubią, gdy obcy kręcą się tutaj, a co dopiero w ruinach...- Forsaken robiąc krok w tył, zdjął hełm, a z torby wyciągnął błyszczący fioletem, dość duży krysztal.
-Wyczuwam, że to cós, co pozostało ze stwora, na którego dostałam zlecenie od Mrocznej Rady, choć chwile przed moim wyjściem, otrzymałam odwołanie od tej misji, zastanawiałam sie, dlaczego? - spoglądała na niego przenikliwie, jakby coś naprawde poważnego go trapiło.
-Masz racje Mirash, znamy się na tyle, że nie mamy co sobie wyjaśniać, powiem Ci wszystko, jak wrócę ze spotkania z Mroczną Radą... - westchnął, schował kryształ, założył hełm i odszedł...

Mirash i Forsaken siedzieli w kantynie, sprzeczając się o "latające ryby" na Alderaan, które slużyły jako środek transportu, Mirash spedzała całe godziny na lataniu, a Forsaken wolał przemierzać bagna, niż na nie wsiadać. Był już środek nocy, jednak obojgu nie chciało się spać. Nagle w kantynie zrobiła się cisza, błogi spokój, aż dziwne, że wszyscy umilkli na tą jedna, krótka chwile, Forsaken głeboko westchnął, napił się:
-Więc teraz mi powiesz Fors... Co jest?- Mirash nabrała powagi, znała zwyczaje przyjaciela.
-Dobry ten napój, mam nadzieje, że nie robią go z tych obrzydliwych K'lor'slugów. - Uśmiechnął się, ale wiedział, że juz pora zaczać.
-Mand'alore skierował mnie tutaj, ponieważ Mroczna Rada ma wielki problem, tak wielki, ze wojna z Republiką, to przy tym splunąć i potrzebują odpowiedniego osobnika, w odpowiednim miejscu. Sama wiesz, że poza Mand'alorem, jest tylko kilku Mandalorian, którzy cieszą się szacunkiem Sithów, między innymi ja i Lordcane. On jednak został wysłany na inną bardzo ważną misję, pozatym, ma znajomości, kontakty, do tego jest najlepszym medykiem polowym jakiego widziała galaktyka i równie dobrym pilotem. Ja trudnie się bardziej w eliminowaniu ciężkich celów, do tego Zdobywca Corellii... to ciągnie się za mną niepotrzebnie, zatrudniono mnie i zrobiłem co było w kontrakcie, ale było tam wielu dobrych ludzi, chociażby Generał Hesker, pracował równie ciężko co ja, ale dobra, Lordcane też ma podobny problem, po przejęciu dowodzenia nad Czarnym Szponem, jego manewry są nawet omawiane w akademii pilotów, a Republika wystawiła za schwytanie go żywego dwukrotnie wyższą nagrodę niż za mnie! Aha, przechodze do rzeczy, tylko się tak na mnie nie patrz... Ten stwór, którego zabiłem był pełen Mocy Ciemnej Strony, napewno to czułaś, był to test dla mnie, jako dla kapitana sił uderzeniowych na Belsavis, lece tam niedługo. Nie rób takiej miny, nie jest mi do śmiechu, a to naprawde poważna sprawa. W zamian za spore wynagrodzenie, mam poprowadzić oddział Imperium do tak zwanej "Krypty Wieczności"... wiem, poważnie brzmi, to jakiś nowo odkryty kompleks więzienia. Uwolniłaś stamtąd Dread Lordów, więc widziałaś tych całych Esh-Ka. Z tego co przekazała mi Rada, jest to kompeks więzienny dla najstraszliwszych, najgroźniejszych i najstarszych więźniów, równie starych i potężnych co Esh-Ka, a nawet żyjący Rakata, z ich technologią i mocą, którzy mogą próbować odbudować Nieskończone Imperium... Zadanie polega na wejściu, wyeliminowaniu zagrożenia, zabezpieczeniu, wezwaniu oddziałów czekających na orbicie, dbających by Republika mi nie przeszkadzała. Tak, też się ciesze, że tam lece... zwłaszcza, że nie wiem, kto bedzie oddziale, którym mam dowodzić, ale tym już się jakoś zająłem... Znajomości z Darth Decimusem, zabiciem Dartha Tormena oraz kilku Mistrzów Jedi na koncie są pomocne. Dostałem pozwolenie, na skompletowanie własnego oddziału i... Ej! Nie patrz tak na mnie! Dobrze myślisz, Mroczna Pani może się pakować - Forsaken dopił napój, wstał z uśmiechem dodając - Tylko lepiej się pospiesz, w takich chwilach, Lordcane zwykle wpada w najwieksze tarapaty. Oby na Taris nie pogryzły go Rakghule, bo o ile pamiętam Sandetsu i Rehirn są razem z nim!
- Następnym razem Fors zabije Cie! Lordcane'a też, dla pewności, byście mnie już nigdy nigdzie nie wkopali... Cóż, skoro tak mówisz, to pewnie niebawem dostane odwołanie od mojej tajnej misji i rozkaz dołączenia do Ciebie. Leć na Taris, ja zajmę się Icemenem na Voss, z reszta jakoś się skontaktujemy, do zobaczenia na orbicie Belsavis...

###

- Co to znaczy Sandetsu nie żyje?! Co to znaczy, że Rehirn przepadł?! Masz pięć sekund by wyjaśnić mi co zrobiłeś zanim rozwale Ci głowę z czego minęły już trzy Lordzie!! - Forsaken był bliski furii, ledwo powstrzymywał się przed naciśnięciem spustu. Lord z lufą przyłożoną do skroni szybko wyjaśniał.
-Uspokój sie! To nie Ja! Ta idiotka zamknięta w celi wszystko Ci wyjaśni! - Lord zaczął iść w stronę drzwi więziennych.
-Zabiłbym Ją osobiście, ale wygląda na ważnego agenta imperium. Do tego nic nie mówi, poza tym, że "Czas pokaże" - Forsaken szedł powoli, nie opuszczając broni. Będąc przy celi spojrzał na zakmniętą w niej kobiete. Siedziała na pryczy, bokiem do nich z opuszczoną głową.Średniego wzrostu, krągłe biodra, wcięcie w talii, biust ponad przeciętna, przeciętna dlugość wlosów. Poza ciemną karnacją skóry i włosów, bardzo podobna do Mirash.
-Byliśmy w okopie i obserwowaliśmy patrole Republiki. Wokoło roiło się od Rak-ghuli, a ona z nikąd wpadła między Nas. Użyła jakiegoś dziwnego ładunku, które narobiło hałasu, ze monstra z połowy planety zaczęły się zbiegać. Zanim ktokolwiek dobył broni, Rehirn od siły eksplozji wyleciał poza okop. Sandetsu dostał nożem wielkości pazurów Rancora, ale nie śmiertelnie, byle nie mogł się poruszać. Mnie trafiła jakąś wiązką, przez co nie mogłem poruszyć mojej zbroi wspomaganej. Nim się obejrzałem, Rehirna ciągnęły gdzieś Nek-Ghule... Miałem porażone urządzenia, więc nic nie slyszałem. Toczyła jakąś rozmowe z Sanem, po czym w szale wyciągnęła z niego nóż i zaczęła ciąć jak opętana. Była cała we krwi. Postawiła obok niego jakiś nadajnik, zostawiając go na pastwe Ghuli, razem ze Mną. Pancerz szybko się zrestartował i zanim odbiegła dopadłem Ją. Słyszałem jak Sun krzyczał, żebym uciekał. Więc co miałem robić? Ogłuszyłem Ją, na ramię i w nogi. Nie zabiłem Jej tylko dlatego, że miała przy sobie odznake wywiadu i symbol wysokiej rangi... Co teraz? - Dziewczyna w tej chwili podniosła głowe, pokazała twarz. Lord spostrzegł, ze pistolet nie jest w niego wycelowany, a Forsaken się dziwnie uspokoił.
-Znasz ją Fors? - Zapytał Lord.
-No właśnie Fors, znasz mnie? - Zapytała dziewczyna spoglądając mu w oczy.
-Znam Cię Calanthe, trochę czasu minęło. - Forsaken odwzajemniając spojrzenie, zbliżył się do wyłącznika pola.
-Chcesz Ją wypuścić? Czy Ty już do końca zgłupiałeś?!-
-Nie ma sensu Jej zamykać. Zostanie zwolniona z pudła z poprawne wykonanie misji, a zabicie Jej narobi Nam nielada kłopotów... -

Szli korytarzem we trójkę, stanowczo, lecz nie za szybko. Lord pozostawał nieco z tyłu.
- Dawnośmy sie nie widzieli Fors, co tam? - Z serdecznym uśmiechem zapytała Calanthe.
- A całkiem nieźle, ale chyba nie mam się co produkować, raczej wszystko wiesz. -
- Masz racje, wiem wszystko, ale nie całkiem, masz jakieś mroczne sprawki, które niebywale mnie interesują...
- To niech przestanął moja droga... Masz nam coś do wyjaśnienia... - Lord nagle dobył broni, wycelował w oboje z wściekłością cedząc przez zęby.
- Albo powiecie mi TERAZ co jest grane, albo Was pozabijam... Zginęło dwóch moich kumpli... W tym momencie mam gdzieś odpowiedzialność. - Cała trójka patrzyła na siebie, nie wiedząc co bedzie za chwilę.
- Powiedzmy, że Darth Sandetsu i Darth Rehirn przedłożyli własne dobro, przed naszym kochanym Imperatorem i naszym Wspaniałym Imperium. Dodam, że miało to związek z operacją na Belsavis, którą moj drogi miałeś dowodzić. Okazali się zdrajcami, zresztą nietylko oni, pracującymi dla organizacji, która chce przywrócić Nieskończone Imperium. Ich śmierć musiała wyglądać na robote Rak-ghuli. Co do Sandetsu, to była równeż sprawa osobista...
- Fors! I TY w to wierzysz?! Takie bzdury?! Zraz ją rozwale!!! -
- Znam Calanthe dłużej niż Ciebie, Mirash i całą reszte! Jeśli sie nie uspokoisz to ja rozwale Ciebie!! - Wycelowali w siebie, patrzyli prosto w oczy...
- Spokojnie Panowie! Belsavis czeka. Obojętnie kto kogo zabije, kolejny zginie za zdradę stanu. - Powiedziała Calanthe wchodząc miedzy nich.
- Ty Lordzie lecisz ze mna na stacje! A Ty, Fors, ktoś ma się z Tobą skontaktować, odnośnie Twoich "mrocznych spraw"... -
Przyspieszyli kroku. Każdy z nich udało się na własny statek. Lordcane wściekły, Calanthe zdterminowana, a Forsaken z nadzieją, że Mirash i Icemen są już na stacji.
Vetharius
Przybysz
*
Offline Offline

Wiadomości: 37


"Peace is a lie, there is only Passion..."


« Reply #1 on: April 05, 2013, 04:24:35 PM »

###

- Bagno... Smród... Martwe zwierzęta... Półmrok... Cisza... Następnym razem niech Fors wszystko załatwia! Po co ja wogóle tu jestem? Mandalorian nie trzeba szukać, poza tym jednym... Eh Icemen, masz taka sama fobie na polowanie jak Fors. Tyle, że on poluje w bardziej cywilizowanych warunkach... - Mirash w myślach miała ochotę rozwalić to wszystko i wrócić do domu, gdzie mogła by się wylegiwać w kąpieli. Jej cel był jednak jasny, czy jej sie podobał czy nie. Zadeklarowała się to musiała dotrzymać słowa i sprowadzić Icemena. Przebyła już sporą drogę. Tropiciela zjadł stwór, którego nawet nie potrafiła nazwać. Przed chwilę wcześniej powiedział jednak, że idą dobrym torem, wiec niedługo powinna go dogonić. Czas mijał, a tu pustka. Mroczna Pani liczyła na cokolwiek, byle nie musiała spać na bagnach.
- Z DROGI IDIOTKO!!! UCIEKAJ!!! - Mirash odwracając się szybko i nerwowo wycelowała w uzbrojonego po zęby osobnika, lecz jej zapał to rozwerwania go na strzępy minął rownie szybko co się pojawił. Zatrzęsła się ziemia. Osobnik przebiegł obok niej w mgnieniu oka, a zza drzew wyłoniła się wielka jak dwa Rancory bestia! Nie wyglądała na szczęsliwą...
- UCIEKAJ JEŚLI CI ZYCIE MIŁE!!!- Krzyczał nieznajomy. Mirash nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaczęła biec za nieznajomym. Dogonienie go było nielada wyzwaniem. Uciekali chwile. Dobiegli do jeziora.
- Biegnij w lewo, a ja... -
- A TY SIĘ ZAMKNIJ!!! MAM TEGO DOŚĆ! - Mirash wściekła na całą tą sytuację uniosła sie lekko nad ziemią. Z jej oczu i palców zaczęły trzaskać błyskawice. Stwór był coraz bliżej, obcy stał jak wryty. W jednej chwili od Mirash we wszystkich kierunkach zaczęły ciskać błyskawice! Unisła ręce w kierunku stwora, który odziwo nie miał ochoty zaprzestać pościgu.
- Nie takich brzydali spotykałam. A TY nie jesteś nawet w jednej dziesiątej tak brzydki jak to, na co poluje mój przyjaciel... - spokojnie lewą ręką uniosła stwora w powietrze, a prawą cisnęła błyskawice. Stwór zawył z bólu. Mirash nie przestawała, smarzyła go tak długo, póki potwór nie przestał się ruszać, po czym spokojnie opadła na ziemię i wrzuciła truchło lekkim gestem do jeziora.
- Przynajmniej nie będziesz śmierdział - cedząc przez zęby.
- Ty tam! Masz tu przyjść w sekundę! - Obcemu życie było miłe, wiec wykonał polecenie w sekundę.
- Moja Pani, mówią na mnie Worgen. Czym mogę słuzyć? - Widział już Sithów i co robią z tymi, którzy nie są posłuszni.
- Miło mi z Worgen, jestem Darth Mirash. Zacznijmy od tego, co miało znaczyć idiotko, poprzez to wielkie ścierwo, a na stanie mojego ubrania kończąc. Co masz mi do powiedzenia, zanim Cię usmażę? - Z jej reki zaczęły lecieć iskry.
- Czekaj!! Nie zabijaj go!! Spokojnie!! - Zza drzew niepopodal dobiegł ją znajomy głos, po czym ukazał się jej się Mandalorianin szybko zdejmujący hełm. To Icemen. Iskry zniknęły, a Mirash powoli zaczęła iść w stronę Icemena. Worgen z obawy przed utratą życia szedł za nią.
- Mirash! Dobrze Cię widzieć. Twoje błyskawice oświetliły pół bagna, ale co tutaj robisz? Przyleciałaś mi pomóc? -
- Zanim cokolwiek powiem, chce iść gdzieś gdzie jest sucho i ciepło! -
- Oczywiście! Chodźmy. Cieszę się, że tu jesteś Mir. -

Prowizoryczny obóz. Ognisko. Prycze.
- Przynajmniej sucho i śmierdzi mniej niż na reszcie bagna... Przyleciałam Cię stąd zabrać. Jest robota. - Powiedziała siadając przy ogniu.
- Dokładniej Forsaken ją ma -
- Forsaken? To pewnie coś naprawdę fajnego. On ma zawsze same fajne prace. Pewnie na coś chce polować. Aż niemogę się doczekać by ponownie się z nim zabawić! - ucieszył się Icemen.
- Spodoba Ci się. Oboje jesteście nienormalni, więc się zgracie. On poleciał teraz na... -
- FORSAKEN?! Znacie go? Skąd i gdzie? Ice głupcze, czemu mi nie mówiłeś?? - Przerwał jej Worgen - Przecież on mogł AAAAAAAAAAAA - Krzyknął z bólu.
- Przerwij mi JESZCZE RAZ, a Cię zabije... - wycedziła Mirash.
- Mir, daj mu spokój. Chciał powiedzieć, że Fors by mi pomógł z Huttami, ale nawet on nie da rady. Wpakowałem się w straszny syf. - Pochlił głowę Icemen, a Worgen podniósł się i usiadł grzecznie z tyłu.
- Jakto Fors nie da rady z Huttami. Przecież na sama wiadomość, że Forsaken jest na którejś z planet pod ich wpływem te grube robale wpadają w histerie. -
- Masz rację. Boi się go każdy kto ma bogatych wrogów, będących w stanie go zatrudnić. Problem polega na tym, że podjąłem się zabicia bestii tutaj na Voss. Nie ma w tym nic dziwnego pozatym, że bestię stworzył chory psychicznie Gormak. Jako, że mają oni fobię na punkcie techniki i ich cybernetycznych potworów ten wpadł na tragiczny dla mnie pomysł. Osiedlił się na tych bagnach. Wynajął szmuglega, który miał przywieść my młode okazy najstraszliwszych okazów potworów w galaktyce. Więc ten przywiozł mu jajo Rancora, Rak-ghule i Acklaya. Ten oto Gormak zatrudniał potem tego człowieka do przemytu medykamentów i sprzętu. Potem go uwięził i zaczął tworzyć monstrum. To co Was goniło było trzydzieści razy słabsze niż to co stworzył Gormak. Wiemy to od przemytnika. Wkradając się do kryjówki Gormaka uwolniliśmy go i nam powiedział. Niestety, moja drużyna liczyła pięć osób, a zostały dwie. Szmugler został zabity dość szybko. Sith który był z nami odkrył, że potwór jest odporny na Moc. Niestety kosztowało go to życie. Przedstawiciela Voss zjadło coś na bagnach, a teraz my tkwimy tu i kombinujemy co zrobić.
- Fajnie, ale powiedz po co to robisz? Huttowie Ci to zlecili? - Zapytała Mir.
- Huttowie kazali mi to złapać, a Imperium zabić. Jedni chcą to dla rozgrywku, drudzy zaplusują w drodze do trwałego sojuszu... Nie ma szans by to zabić lub złapać... - Załamał się Ice. Worgen też posmutniał. Mirash w widoczny sposób zaczęła myślec.
- Nie musimy się tym martwić. Robota u Forsa to absolutny priorytet Imperium. Jest on jednak na Taris ściągająć Lorda, Sana i Rehirna. Nie dogadamy się z nim, ale na spotkaniu na orbicie Belsavis jak mu powiemy, co jest, to myśle, że coś wymyśli. O! Wystarczy, że nie będzie chciał iść bez Ciebie, a Imperium wyśle flote by to ubić. A Huttów się nastraszy i będzie spokój. -
- Nieźle Mirash! Jesteś chyba najmądrzejsza z Nas wszystkich! Gdyby nie to, że jesteś dziewczyna Forsa dałbym Ci buzi! Ruszajmy czym prędzej! - Uradował się Ice.
- Powtarzam Ci poraz tysiąc pierwszy! Nie jestem Jego dziewczną! Mam Cię usmarzyć byś zrozumiał?! - Poirytowała się Sithka, ale po chwili pojawił sie na jej twarzy uśmiech.
- Chodzmi stąd, bo tu śmierdzi. Worgen, pojdziesz razem z nami, szkoda żebyś się zabił. Ktoś odstawi Cię na rodzinna planete. - Worgen spoglądając na Mirash ukłonił się w dziękczynnym geście.
- Mirash? Dalej masz w swoim statku łazienkę? - Zapytał z uśmiechem Ice.
- Nawet o tym nie myśl! Tylko ja tam mogę się myć! Po Tobie będzie śmierdziało trzy lata! - Zaśmiała się.
- Kłamiesz! Tylko dwa! - Zaczęli się śmiać i ruszyli w drogę ku orbicie Belsavis.


Ciąg dalszy nastąpi... (nie nastąpił ;))
Morgaina
Przybysz
*
Offline Offline

Wiadomości: 23


Never say never


« Reply #2 on: April 05, 2013, 04:57:06 PM »

really nice one:) szkoda ze nie ma kontynuacji..;)
Pages: [1]
  Print