Twierdza - Gildia Multi MMO

Lord of The Rings Online (Snowbourn/LAURELIN) => LOTRO baza => Ettenmoors - PVP => Topic started by: Quintu on March 24, 2009, 11:27:12 PM



Title: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on March 24, 2009, 11:27:12 PM
   
DLACZEGO NIE LUBIMY NIEKTÓRYCH BURGÓW

     Mglisty poranek wstał tego dnia w okolicach Tirith Raw. Twierdza od niepamiętnych czasów była przedmiotem sporów mężnych wojowników walczących pod sztandarami Wolnych Ludów Śródziemia i orków z Angmaru pod sztandarami Oka, o których męstwie nikt nie słyszał bo i po co? Właśnie jeden z tego podłego i pogardzanego plemienia przechadzał się w okolicach twierdzy wykonując jedno z pierwszych zadań w swoim młodym życiu –miał zdobyć 10 skór szarych niedźwiedzi z gór. Ciężkie to zadanie dla nowicjusza w hunterskim fachu i niedoświadczonego młokosa. Młodzik nie zrezygnował jednak i z duszą na ramieniu (tak, tak orki też mają coś na kształt duszy) podkradał się właśnie do stojącego nieopodal ogromnego miśka. Przymierzył z łuku, wystrzelił… i chybił. Niedźwiedź powstał na dwie łapy i wydał z siebie potworny, ochrypły ryk. Po chwili ruszył chyżo w kierunku młodego BlackArrowa. Doszło do zwarcia. Zwierzę dotkliwie kaleczyło orka, jednakże nie poddawał się on i raz za razem zatapiał swój czarny nóż w ciele zwierzęcia, a kiedy mógł odskakiwał i strzelał z łuku. Po dłuższej chwili zwierzę słaniając się runęło na ziemię a postronny obserwator mógłby pomyśleć, że to olbrzymi jeż – tyle strzał wystawało z olbrzymiego cielska. Na nogach słaniał się także Blackarrow mając w sobie resztki żywota  ale wydał z siebie radosny okrzyk zwycięstwa. Już miał się pochylić nad pokonanym zwierzakiem i zacząć oprawiać truchło, gdy nagle zastygł pod wpływem rzuconego czaru stunnującego. Po chwili jakoby z mgły wypłynęła postać burglara, który nie zawahawszy się nawet przez chwilę pchnął nożem w szerokie plecy orka. Blackarrow stał chwile bez ruchu a jego czarna czupryna zaświeciła się przez chwile od refleksów światła kiedy runął na ziemie. Burg w milczeniu pochylił się nad pokonanym i szybkim ruchem obciął mu część czupryny i przytroczył sobie do pasa. Potem płochliwie rozejrzał się za siebie słysząc w oddali nawoływania orkowe. Rzucił już czar, który miał spowodować, że stopi się z powietrzem gdy nagle poczuł, że doświadczeni wojownicy orkowi namierzyli go za pomocą swych talizmanów. Wtedy zaczął biec. Kilka strzał zaświstało mu koło ucha ale szybko oddalił się od pościgu i wtopił w ogromne cienie twierdzy Tol Ascarnen. 

 
     W twierdzy Tol Ascarnen mężni wojownicy wolnych ludów Śródziemia snuli opowieści o swych walecznych czynach. Właśnie jeden z hunterów opowiadał jak zabił orka jednym strzałem, gdy przy ognisku pojawił się burglar z pasem pełnym orkowych skalpów. Towarzystwo zamilkło i z szacunkiem rozstąpiło się ustępując bohaterowi miejsca przy ognisku. Poprosili go o opowieść a więc opowiadał, jak skradał się w pobliżu twierdzy i wyzywał każdego spotkanego orka i jak zwinnie ich pokonał jednego po drugim stojąc z nimi twarzą w twarz. „To ci bohater” zakrzyknęli z podziwem wojownicy. Słusznie nosi swoje gwiazdy! (dokładnie 3,5 gwiazdy – wyjaśnienie w PS.).

     Kolejnej nocy burglar znowu ruszył na swoje łowy pod Tirith Raw. Miejsce miał stałe od lat – kręta ścieżka między wzgórzami a twierdzą, często zachodząca mglą, gdzie łatwo było się ukryć wśród okolicznych skał i krzaków. Dziś marzył o kolejnym skalpie i kolejnej połówce gwiazdy. Nigdy nie zdradzał techniki polowań a innym dawał pożywkę do podziwu opowiadając o swoich „walkach”. Przypomniała mu się ostatnia kiedy ledwo uszedł z życiem. „Uff, jak dobrze że mam magiczny sill „logout” – inaczej by mnie na pewno dopadli i zabili te orki wściekłe. A wtedy straciłbym swoje ukochane gwiazdy i nie byłbym bohaterem krainy Ettenmoors” Rozmyślał tak, przez chwilę, gdy nagle w oddali na ścieżce zauważył potężnie zbudowanego orka, który z łukiem zmierzał w kierunku wzgórz. Niczym wąż zaczął snuć się między skałami zbliżając się do swej kolejnej ofiary. Ork wyraźnie był na tropie niedźwiedzia, gdyż w pewnym momencie pochylił się badając ślady na ziemi. Potem wydarzenia potoczyły się szybko. Burglar poczuł jak po plecach przebiega mu ciepły prąd namierzającego czaru. Nagle poczuł się jak w południe na pustyni – nagi i bezbronny. Rzucił się do ucieczki. Wtedy BlackArrow odwrócił się szybko i strzelił spętującą strzałę. Nagle zewsząd pojawiły się postaci orków, które rzuciły się na burga – próbował się odgryzać a nawet wyrwał się w pewnym momencie swoim oprawcom i rzucił do ucieczki. W głowie kołatały mu się dwie myśli. Najpierw myślał jak szybko zniknąć korzystając ze swych umiejętności ale płonąca strzała BlackArrowa szybko wskazała mu błąd w rozumowaniu. Potem już tylko w głowie huczała mu druga  myśl – logout szybko, szybko… Za wolno. Kolejny spętujący strzał zatrzymał go z resztką życia w miejscu. Blackarrow nie spieszył się. Podszedł dostojnie do burga i przypatrzył mu się uważnie. Nagle jego wzrok stężał a w oczach rozbłysły ogniki wściekłości. Zauważył pas mężnego wojownika i skalpy swoich pobratymców. Wtedy podniósł łuk, powoli go naciągnął i posłał strzałę prosto między oczy bohatera z Ettenmoors…


pozdrawiam


PS. Requadan - ty draniu – spotkamy się jeszcze (nigdy nie widziałem jeszcze tak bezczelnego gankera, który wylogowuje się, żeby walki uniknąć i chronić swoje gwiazdy ) ;)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Kadorin on March 25, 2009, 03:55:01 PM
Powinieneś pisać jakieś powieści, książki - chyba, że już to robisz ;)
Bardzo fajnie piszesz ...


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Madronir on March 25, 2009, 05:41:57 PM
Powoli się robię fanem twoich opowiadań :)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Geralt the Dauntless on March 25, 2009, 05:53:26 PM
Musze Ci coś na złość zrobić, to może i o mnie coś napiszesz  ::)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Ptah on March 26, 2009, 09:38:17 AM
Dla zainteresowanych twórczością Quinta kilka linków:
http://mir3.isp.net.pl/forum/viewthread.php?forum_id=8&thread_id=723
http://mir3.isp.net.pl/forum/viewthread.php?forum_id=8&thread_id=810
http://mir3.isp.net.pl/forum/viewthread.php?forum_id=8&thread_id=823


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on March 26, 2009, 02:47:40 PM
Oooo... no popatrz - to faktycznie ciągle tam leży; Stare dzieje :)


pozdrawiam

ps. oczywiście coś za jakiś czas napiszę; Geralt - sam tego chciałeś :D


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on March 30, 2009, 10:00:38 PM
MAZAUK

   Nad wspaniałą kraina Lonelands dawno już zapadł zmrok. Resztki zachodzącego słońca majaczyły nad rozległymi stepami powoli zanikając wśród atramentowo czarnej ciemności. Wraz zmrokiem gdzieniegdzie jednak rozbłysły jaśniejsze ogniki – niewątpliwy znak czyjejś obecności . Przy jednym z takich ognisk niedaleko bagiennej krainy Haragmar zasiadło kilku wojowników. W milczeniu wpatrywali się w błyskające wesoło płomienie oczekując aż smakowite jedzenie zawieszone w kociołku nad ogniskiem zacznie rozsiewać przyjemne zapachy. Nagle gdzieś nieopodal odezwało się przeciągłe wycie warga, które postawiło na baczność siedzące przy ognisku towarzystwo. Tylko jeden władca bestii – elf z pochodzenia - nie drgnął nawet wpatrując się z zamyśleniu w krwawoczerwone od ognia polana ogniska. Kiedy warg umilkł i towarzysze władcy bestii zasiedli ponownie wokół płomieni elf odezwał się cichym spokojnym tonem jednak można było rozpoznać w intonacji pewien dziwny niepokój, który już po chwili udzielił się jego kompanom…

...Dziwne to były czasy, pełne chwały dla Wolnych Ludów i pełne pogardy dla orkowego plemienia i sprzymierzonych z nimi watahom wargów i pająków. Jednakże wśród tej wszechobecnej pogardy zdarzały się rzeczy niepojęte, które pozwalały innym spojrzeniem ogarnąć naszych podłych i podstępnych przeciwników. Zdarzyło się to w krainie Ettenmoors nocy podobnej do tej, kiedy wraz ze swym dzielnym kompanem niedźwiedziem przemierzałem ostępy leśne nieopodal Lugazag. Nagle do uszu mych doszedł dziwny trzask a potem skowyt i szelesty jakie wydaje szamoczące się cielsko. Podszedłem bliżej. Nagle oczom mym ukazał się dziwny widok. Oto w sidłach szamotał się uwięziony olbrzymi warg. Sznury mocno zacisnęły się na jego przedniej prawej łapie z której toczyła się posoka. Jednakże mimo niewątpliwego bólu stwór nie przestawał szarpać sznurów nie zważając przy tym na to, że dotkliwie kaleczy swoją łapę. Pojąłem po chwili, że gotów jest do ostatecznego poświęcenia aby tylko uwolnić się z potrzasku.  Wtedy podjąłem decyzję która zapewne wielu z was towarzysze nie mieściłaby się w głowie. Jako, że jam władca bestii – żal mnie było wielkiego wilka. Kiedy poczuł moją woń zjeżył włosy na karku i warknął z taka mocą, że podmuch przewrócił nie tylko mnie ale i mojego wiernego druha miśka usadził w miejscu tak, że aż na zadzie przysiadł. Nie rezygnowałem jednak i podźwignąwszy się z trawy, ciągle obserwując zwierzę podszedłem bliżej. Szeptałem cicho – Uspokój się, nic ci nie zrobię, Nie jestem twoim wrogiem… Warg uspokoił się nieco ale nie przestawał podejrzliwie zerkać na moje ruchy, gotów przy pierwszym fałszywym ruchu odgryźć mi głowę. Powolnym ruchem zabrałem się za luzowanie sznurów które oplotły łapę zwierzęcia a po chwili zdjąłem je zupełnie. Potem prowizorycznym opatrunkiem zawiązałem łapę warga nie zapominając przy tym alby samą ranę skropić uprzednio wodą z dodatkiem uzdrawiających liści królewskiego ziela. Warg obserwował mą pracę w milczeniu ale nie warczał już tylko popiskiwał z cicha. Kiedy skończyłem zajmować się dziwnym pacjentem, warg raptem ni to zawył ni to zapiszczał a do mych uszu dotarły szorstkie elfickie słowa mówione z wyraźnym ale bardzo dziwacznym akcentem:

Czy ty przyjaciel mój czy wróg?
Nie bacząc na mój wygląd zły,
Żeś pomógł jakbym bratem był…
I nie zważałeś na me kły….

Zapewniam przyjaciele, że nigdy nikt mnie tak nie zaskoczył jak to wilczysko na modłę elficką pieśniami mówiące. Zdziwiony wielce odrzekłem – Ja Geralthalion władca bestii. Nie mogłem przejść obojętnie nad krzywdą zwierzęcia, choćby moim największym wrogiem być miało. Na te słowa warg pokazał zęby i odrzekł złowrogo:

Ty nie porównuj mnie do psa
Co nierozumnie służy wam,
Choć bystry nie dorówna mi.
Ja w sobie krew królewską mam.

Ja z rodu  wargów z Ettenmors,
Co rządzi tu tak dawno, że
Choć długi jest Śródziemia świat,
To dłuższe rządy będą me

Ze zdumieniem wpatrywałem się w zwalistą sylwetkę warga a z każdym słowem dziwnego wiersza rósł on w mych oczach przekształcając się w postać równą intelektem naszym mędrcom. Wilczysko nie odezwało się więcej po tym dziwacznym oświadczeniu, jednak nie kwapiło się aby opuścić pospiesznie sklecone przeze mnie obozowisko. Siedzieliśmy tak w milczeniu aż do samego ranka. Wtedy dopiero warg podniósł się na łapy i lekko kulejąc zaczął niespiesznie się oddalać. Kiedy dotarł do najbliższego wzgórza odezwał się jeszcze raz.

Dobra jest w tobie elfia krew -
Wyczuwam Wysokiego Rodu smak.
Pomogłeś, nie pytając mnie,
Jaki jest mój wargowy znak.

Mazauk zwą mnie – ja wargów król
Dlatego tu zapewnię cię,
Że przyjdzie jeszcze chwila ta
Kiedy ma pomoc przyda się

I ja pomogę…

Dalej nie słyszałem już nic bo Mazauk zniknął a cień jego zakryło porośnięte trawą wzgórze.
Mijały miesiące. Zapomniałem o dziwnej przygodzie zwłaszcza, że nie specjalnie pochwaliłem się wśród bohaterskich wojowników, którzy mogli by to, że darowałem wargowi życie, wziąć za objaw mej słabości. Wieści z Ettenmoors napływały dość ponure. Oto dzika horda zjednoczonych plemion orkowych, wataha wargów i grupa pająków atakowały kolejne twierdze nie pozostawiając przy życiu nikogo, kto mógłby przekazać innym niepokojące wieści. Z czasem w rękach wolnych plemion pozostał tylko Lugazag. Pewnego dnia nadeszli. Straszna to była bitwa, w czasie której twierdza kilkukrotnie przechodziła z rąk do rąk. Wreszcie ocalała grupa wolnych ludzi zabarykadowała się w sali na parterze twierdzy a nasz koniec był bliski. Wtedy zaatakowali ostatni raz. Widziałem jak moi towarzysze padają kolejno od strzał orków lub rozrywani są przez ogromne wargi. Popłoch w naszych szeregach wywoływali także szarżujący wściekle reaverzy, którzy majac za plecami plujące pająki i straszliwych warleaderow nie bali się niczego i coraz śmielej nacierali nie bacząc już potem na swoje życie. Potem dopadli i mnie. Dwa wargi skoczyły na mnie. Jednego oślepiłem swym czarem ale kiedy wypowiadałem inwokacje kolejnego czaru obezwładniającego, drugi warg uderzając łapą rozpłaszczył mnie na ziemi. Już rozwarł szczęki aby rozszarpać, gdy nagle padł na nas ogromny cień. Chwile potem komnatą wstrząsnęło okropne wycie które echem poniosło się po zamku. Wtedy wszystkie wargi znieruchomiały przez chwilę a potem otoczyły mnie zwartą grupą nie dopuszczając żadnego orka ani pająka, którzy właśnie kończyli rzeź moich towarzyszy. Początkowo orkowie próbowali dostać i mój nędzny żywot ale zrezygnowali po piekielnym wyciu i rozszarpaniu kilku ich najlepszych żołdaków. Nagle zapadła cisza. Zostałem ja i cała ta okropna horda. Wtedy wśród tej przejmującej ciszy popłynął wiersz który na zawsze zapadł w mej pamięci:

Odsuńcie się kto przetrwać chce
Elfie – oto pojmałem cię
Mazauk władny życie dać
Przysięga musi spełnić się

Gromada wargów odprowadziła mnie aż do obozu na skrzyżowaniu dróg niedaleko Tol Ascarnen. Wtedy Mazauk przemówił ostatni raz:

Tu nasze drogi pośród wzgórz
Z dzisiejszym dniem rozchodzą się
Bacz Elfi Mistrzu abym już
Nigdy nie spotkał tutaj Cię…

Gdy to nastąpi – rzekę ci -
jednemu z nas pisana śmierć…

I był to ostatni raz, kiedy widziałem Wodza wargów Mazauka i od tej pory nie chadzam do Ettenmoors aby nie kusić losu…


pozdrawiam   


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Huriel on March 30, 2009, 10:44:49 PM
Chylę czoła Quintu przed Twym niewątpliwym talentem, pieknie napisane :)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Geralt the Dauntless on March 31, 2009, 06:07:34 AM
Piękne!  :D


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Etheldar on March 31, 2009, 08:41:27 AM
Super, gratuluję talentu!  ;)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Czarna Mamba on March 31, 2009, 09:51:12 AM
Dobrze gada  Mazuk ;D  niech ten elfi mistrz nie kusi losu  :P gratz talentu Quintu. btw teraz dla odmiany napisz cos o swoich przygodach na etten slyszalem ze kazda twa strzala smiertelna , Tyrant Akhulot podobno jest pod wplywem twego uroku ;)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Huriel on March 31, 2009, 10:01:04 AM
normalnie Kochaniutki jest favoured by Akhulot :)
moja Mortadela tez jest favoured by wszyscy Tyranci:) nie ma to jak wędlinka!

Więcej Quintu, więcej:)



Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on April 07, 2009, 01:19:55 PM
POLANKA


Pewnego pochmurnego popołudnia opodal osady elfickiej przy południowym moście prowadzącym do Tol Ascarnen, między drzewami chyłkiem przymykała się jakaś postać. Osobnik zręcznie wykorzystywał każdy krzak aby jak najmniej tylko zwracać na siebie uwagę. Widać było, że robi to nie pierwszy raz. W pierwszej chwili ciężko było osądzić jakiej rasy, a przede wszystkim klasy jest dziwny zwiadowca. Dopiero dłuższy ogląd wskazywał, że był to mężczyzna rasy ludzkiej i najprawdopodobniej champion bo 2 jednoręczne bronie dumnie kołysały się przytroczone do złoconego pasa. Na plecach osobnik miał pięknie zdobiony łuk, najprawdopodobniej elfiej roboty a na głowie lekko tylko połyskujący hełm z radiansowego seta.

Trzeba przyznać, że wielce odważny był to osobnik skoro tylko w pojedynkę zapuścił się w nieprzyjazne ostoje leśne. Niewielu było wtedy takich, którzy mieli tyle doświadczenia, aby tak odważnie skradać się pośród ziem będących od niedawna w niepodzielnym władaniu sił Angmaru, gdzie tylko niczym wysepki na wezbranym morzu, widniały warowne obozy elfickie. Jeden z nich we władaniu Marshalla Ana znajdował się zaledwie staję od miłego w wyglądzie zagajniczka, w którym siedział nasz zacny champion. Przysiadł on właśnie u stóp wielkiego modrzewia i krótkimi łykami spijał coś z bukłaczka, który także miał przytroczony przy pasku. Musiało mu to sprawiać wielką przyjemność bo wyraźnie się rozluźnił.
"Ech, że też mnie Zamirowi przyszło samemu łazić po tych paskudnych krzaczorach" wyszeptał raptem do siebie.
   Tak - to właśnie był Zamir - champion o którym nawet przy ogniskach orków mówiono z szacunkiem wspominając jego wielkie czyny, wśród których prym wodziła opowieść o słynnej zabawie w gospodzie "Pod Rozbrykanym Kucykiem" w Bree, gdzie pił przez 3 dni non stop a potem nie widać było po nim śladu zmęczenia (Orkowie niewiele z niej rozumieli ale, że była krotochwilna i pikantna w szczegółach - bardzo im się podobała chociaż dziwili się potem, że Zamir nie zjadł tego kuca pod którym siedział, bo to przecież pierwszorzędna przekąska skoro brakuje porządnego hobbickiego mięsiwa).
   "Ech, gdzież oni są? - Zamir dalej uprawiał goniosłowomatyzm (uproszczając - niepohamowane gadanie do samego siebie :D - przyp. autora) - już dzień minął kiedy ta banda orków rozproszyła mnie i moich towarzyszy na górzystych pagórkach Coldfells. Pocośmy tam w ogóle leźli? Tak... tak to bywa kiedy Twardomir zdaje się na swojego Ryśka i każe mu prowadzić drużynę. Takie są tego efekty... Ale złego słowa na bestię nie pozwala mówić tylko od razu oślepia. Ech.... No ale ktoś musiał prowadzić a Rysiek chyba najlepiej znał drogę... Tylko szkoda, że nie powiedział dokąd właściwie idziemy..." Zamir łyknął znowu z bukłaczka. "Przeklęte orki... No nic - ide dalej"

   Znowu ruszył przed siebie na każdym kroku udając drzewo. Kluczył tak przez jakiś czas aż dotarł do dziwnej polanki. Drzewa wokół były ogromne - bez wątpienia same dęby. Jednakże uwagę zwracały ich pnie - straszliwe pokaleczone jakąś złośliwą ręką. Zamir obejrzał je kolejno uważnie. Dziwne to były ślady. Każde drzewo opatrzone było pokracznie narysowanym symbolem. A to na jednym zauważyć się mogło pajęczynę. Na kolejnym widniała jakby łapa wilka. Na następnych były inne symbole, których Zamir nie mógł jednak zrozumieć. Rzeczą wspólną dla wszystkich drzew były jednakże olbrzymie krechy które znajdowały się pod każdym z odkrytych symboli. Zamir obserwował to z  rozdziawioną buzią, ale bez skutku starał się dociec, co ta dziwna symbolika może u diabła oznaczać... Podziwiając dęby zupełnie stracił instynkt samozachowawczy i nieostrożnie wysunął się z dającego bezpieczeństwo cienia drzew. Wtedy poczuł w tylnej części ciała, która zazwyczaj służy do siedzenia, ukłucie strzały, która w jednej chwili zatrzymała go w miejscu. Potem zza drzew wybiegła wściekle wyjąc banda sługusów Angmaru, wśród których prym wodził olbrzymi warg z wielką Czarną grzywą, tuż za nim w pozornie Żółwim tempie poruszał się wielki paskudny pająk, który kilkoma parami swych oczek złośliwie świdrował postać championa. Wśród drzew można było dostrzec jeszcze sylwetki 2-och Blackarrowów, którzy bez opamiętania strzelali raz po raz w Zamira tak jakby był wielką tarczą. Zamir patrzył nas to wszystko i po raz ostatni w swym życiu paskudnie zaklął.


***

I staliśmy na naszej polance, którą ten champion parszywy skalał swoją obecnością. Wtedy mój towarzysz Blackarrow zapytał chrapliwym głosem -  "Kto go dobił??" Wtedy pająk podniósł przednie odnóża i zaświergolił radośnie. Westchnąłem wtedy i podszedłem do drzewa, które na jego cześć oznaczyliśmy symbolem pajęczyny... I dodałem kolejną krechę na wielkim zmurszałym od starości pniu.

pozdrawiam


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Huriel on April 07, 2009, 03:17:23 PM
Creepy jakies takie romantyczne w tej Twojej opowieści, jakies takie natchnione, cos mi to ściemą pachnie:)

Nie zmienia to faktu, że świetne!


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on April 08, 2009, 03:10:45 PM
Ponieważ spotkałem, się z zarzutami, że creepy w moich opowiadaniach są za bardzo hmmm... romantyczne??, postanowiłem odrzucić otoczkę romantyzmu i pokazać brutalną rzeczywistość Ettenmors. Oto opis jednej ze dziesiątek potyczek jakie codziennie mają miejsce w okolicach południowego mostu przerzuconego przez rzeczkę rozdzielającą Tol Ascarnen od Obozu Elfów Marshalla Ana...


TAKA ZWYKŁA POTYCZKA


   I oto stanęli na środku mostu i rychło przejęli nad nim pełną kontrolę. Było ich wielu - wspaniali wojownicy, kwiat Śródziemia. Różne wśród nich były klasy. Byli sokoloocy hunterzy, byli championi i mocarni guardianie. Byli minstrellowie, którzy ku pokrzepieniu serc co rusz przygrywali piękne bardowskie melodie. Spokój w szeregach i karność oddziału utrzymywali kapitanowie. Przy zejściu z mostu za którym otwierało się trawiaste wzgórze, ukryci przed wzrokiem postronnych szpiegowali burglarzy. Towarzystwo spoglądało na siebie pełne szacunku. Tu i ówdzie rozlegał się dźwięk rozmów a wszystkie były prowadzone z wrodzonym wolnym ludziom wdziękiem, płynnością, wyszukaną składnią i uczonością. Można by odnieść wrażenie że jest się w środku uczonej dysputy a nie  przed krwawą bitwą...


   Wtedy od strony twierdzy ukazała się pędząca bezładnie banda, która w tumanach kurzu i okropnym ryku stanęła wkrótce niedaleko mostu. Paru reaverów wychyliło się za daleko, stając się łatwym łupem patrolujących przedpole mostu burglarów - bezskutecznie próbowali uciekać padając już wkrótce tuż przed resztą bandy. Wtedy wśród okropnego wycia orki, wargi i pająki porwały ciała poległych i na oczach świetnie zorganizowanej grupy Wolnych Ludzi rozszarpali zwłoki swoich niedawnych towarzyszy i zaczęli raczyć się lekko ciemnawym mięsiwem. Na czele bandy stał przygryzając kawał wątroby orkowej olbrzymi War Leader. Widać było że ma wśród swoich największy posłuch. Kiedy miał problemy z utrzymaniem dyscypliny w gromadzie odwracał się i olbrzymim tasakiem - niczym rzeźnik jakowyś - ciął na oślep w tłuszczę. Sługusy Angmaru stanęły bezładnie i szeroko naprzeciw mostu i wydzierały się na Wolnych Ludzi niewyszukanym słownictwem. Na porządku dziennym były głośno puszczane gazy i odgłosy towarzyszące odbijaniu się jedzenia wewnątrz trzewi. Towarzyszył im straszliwy smród potu, odchodów i rozprutych ciał ich zjadanych pobratymców, taki że nawet przywódca Wolnych Ludzi - elf Wysokiego Rodu zmarszczył na chwilę nos. Paru co krewkich black arrowów odwróciło się tyłem do rajdu zgromadzonego na moście i pokazało mu swoje zadki nie wzbudzając jednak szczególnej reakcji.

   Wtedy warleader dał znak i tłuszcza ruszyła w podskokach trackując uprzednio przedpola mostu wyszukując ukrytych burglarów. Zaświszczały tasaki reaverów i już po chwili na przedpolach mostu podniosły się potworne okrzyki zarzynanych hobbitów, elfów i ludzi. Jeden z nich ranny próbował odczołgać się w kierunku brzegu rzeki. Wtedy nie zważając na gniewne okrzyki dowódcy od grupy orkowej odłączyło się dwóch defilerów. Przytrzymali nieszczęsnego burga i swoimi żelaznymi nożami podcięli mu żyły usiłując zebrać krew do skórzanego bukłaka, który mieli z sobą. Wtedy to nadbiegł reaver wyraźnie zaciekawiony po co im krew biedaka. Usłyszawszy, że zrobią z niej wspaniałą zupę albo kaszankę pokręcił i popukał się w głowę i szybkim ruchem poderżnął gardło hobbita i już po chwili krew trysnęła do bukłaka z przerażającą szybkością.

   Pozostała część czeredy w jednej chwili przejęła most. Reaverzy z przerażającą skutecznością zadawali razy swoimi tasakami co chwila rozłupując czerepy Wolnych Ludzi. Wargi, które początkowo szły w szpicy rozszarpując nieostrożnych, którzy weszli im w drogę, zawróciły wtedy z zakrwawionymi pyskami od upitej krwi i rzuciły się na resztki mózgu walające się na kamiennej podłodze mostu jako że kłopot ogromny miały z rozgryzaniem głów chronionych mithrillowymi hełmami a był to ich najlepszy przysmak. Pająki także korzystały z okazji aby pobiesiadować wśród wszchobecnej rzeźi. Co rusz kąsały swoje ofiary ostrymi szczypcami przyokazji trując ich ciała powodującą rozkład substancją. Kiedy pokąsani nabierali zielonego koloru, wprowadzały im przez oko zaostrzoną rurkę i poprostu wypijały, odrzucając po chwili wyglądające jak zmumifikowane ciała.

   Ubijani Wolni Ludzie nie byli pozostawiani samym sobie - kiedy padali zaraz pojawiali się przy nich orkowie z toporami i ostrymi jak brzytwa nożami. Okazało się przy tym, że każda rasa budzi odmienne zainteresowania orkowej hałastry. Elfom odcinano uszy - bardzo popularne trofeum. Krasnoludy traciły brody. Ludziom odcinano głowy i wyłupywano oczy - rzeczy niezbędne do tworzenia urukowych talizmanów trackujących. Wszystkim bez wyjątku odcinano nogi, które następnie solono i już po kilku dniach stawały się bardzo smacznym pożywieniem. Z rzadka zdarzali się smakosze wycinający wątroby, serca i odzyskujący krew pomordowanych Bohaterów Śródziemia. Straszliwa banda ruszyła w kierunku warownego obozu, gdzie w panice schroniły się resztki wspaniałych Wolnych Ludzi...

Czy naprawdę chcecie wiedzieć co było dalej??


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Patrol on April 27, 2009, 04:18:13 PM
Qui świetne pióro ; )
graty talentu ;d

Jako ze gram creepem to chce wiedziec do dalej xD


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on April 27, 2009, 11:48:33 PM
Nie ten rozdział jest zamknięty. Wolę jednak otoczkę romantyzmu a relacja rodem z kroniki policyjnej była prowokacją... :)


pozdrawiam


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on May 06, 2009, 11:42:40 PM
QUINTU ZABIERA SIĘ ZA PISANIE OPOWIADANIA


Pewnego późnego wieczoru czułem jakąś pustkę. Energia i frustracja nagromadzone w ciągu dnia zawzięcie pukały do mej głowy domagając się ujścia. No dobra - pomyślałem - trzeba by coś nabazgrać. Ale co?? Dylemat kołatał w mojej głowie skutecznie osłabiając zauważone tam wcześniej dwa inne żywioły. Mimo to nie poddawałem się. Jako wspomagacz posłużyła tu używka stara jak świat, która już niejednego pisarza doprowadziła do twórczej weny (potem zazwyczaj okazywała się za słaba i była zastępowana czymś cięższym - uczy tego doświadczenie wielu pisarzy ;) ). Truchcikiem udałem się wiec do lodówki usiłując sprawdzić czy mój Arch-Nemesis jakimś cudem nie pozostawił niestrzeżonej jakiejś flaszki złocistego trunku. Jest! - ucieszyłem się i czym prędzej otworzyłem chłodny napitek a po chwili raczyłem się jego smakiem. Myśli zaczęły napływać... Próbowałem złożyć w myślach jakąś składną fabułę ale najwyraźniej albo piwa było za mało albo czegoś jeszcze brakowało. Patrzyłem smętnie na napoczętą butelkę - kurde jak za mało, jak dopiero zacząłem się tym cudem raczyć? Po chwili dotarło do mnie, że brakuje oczywiście jakiejś muzyczki. Chwile pogrzebałem w trzewiach mojej maszyny liczącej którą inni nazywają czasami komputerem. Co wybrać?? Ostatnio wybrałem coś paskudnego skoro przyszedł mi do łba pomysł o pisaniu o wypruwaniu flaków... No ale wtedy piwa nie było. Dobra - dziś postaramy się zabłysnąć dowcipem - wybrałem The Pogues Fiesta; Potem pojawił się nie wiedzieć czemu Bryan Adams (cholera ale ja głupie te składanki robię). No ale początek został zaczyniony - zacząłem obmyślać fabułę; Gdzie?? Oczywiście na Etten bo gdzie by indziej jak tylko tam ostatnio łażę. Dobra - to teraz kto?? No może wreszcie ja?? Tyle mi gadali, że o moim BA nie pisuję... No ok - będzie o Kochaniutkim (cholerka nie może być głębokie bo przecież Kochaniutki herosem intelektu nie jest - on jak Pawlak z "Kochaj albo rzuć" - tylko pociąga; ech szkoda, że nie ma rozumu Pawlaka); Dobra to jeden creep już jest. Teraz by mu trza dodać jakichś towarzyszy. Myśli pobiegły w kierunku creepów Polaków; No dobra - będzie akcja z Tyrantgenralem, damy osiłka Bullburza, i kogoś dorównującemu Kochaniutkiemu intelektem, żeby się samotny nie czuł - o może Totha pechowca (on zawsze taki odważny ale na końcu i tak zawsze leży); jeszcze może Czarnulę i Żółwia, żeby w grupie były cięte uwagi i żółwiowa flegmatyczność; Tak - grupa jak się patrzy. No dobra a kto po stronie freepów - przecież opowieść musi się zacząć obowiązkowo od urżnięcia jakiegoś freepa a najlepiej stada (w takiej grupie to pewnie byśmy zaatakowali i ubili cały rajd freepów - chłopaki wyrywne strasznie i w dodatku jeden drugiego podjudza; a najlepsze jest potem to, że oni żyją a Kochaniutki i Toth leżą). Ech - Kochaniutki - nie przesadzaj. Tak - to wiadomy znak, że albo piwo albo muzyka zaczynają działać... Sięgam w głąb swojej pamięci starając się wyszukać jakieś freepy i to na tyle odważne żeby naszą grupę zaatakować (albo szalone - tu jest cienka granica; Każdy freep który by taką grupę zaatakował musi mieć spisany testament, bo szanse na przeżycie są niewielkie); No dobra - przeca na forum Twierdzy piszę więc trzeba zatrudnić dziewczyny i chłopaków z gilldi co by za daleko nie mieli z czytaniem. Dziewczyny - no jasne. Już w mojej głowie zameldowała się Kohaniutka ze swoją wierną obstawą wśród której nie brakowało Twardomira, Sude, Geralthaliona, Etheldara, Betrezena i innych stałych bywalców Etten. Chciałem dodać Zamira ale się rozmyśliłem (po wejściu b7 Zamir przeżył kilka smutnych chwil na Etten i już nigdy nie będzie ten sam - żałuję czasami, że to nie ja osobiście wprawiłem go melancholię - zawszę ktoś inny go urżnął ;) ) - nie będę go dręczył. Muzyka płynęła sobie w słuchaweczkach atakując mój słuch a piwko przyjemnie szumiało w łebku. Jedyne co pozostało to temat - kurde. Spijałem szybkimi łykami piwko a Chris Rea w słuchawkach prosił o coś klimatycznego. Nagle zaświtała mi w głowie wspaniała myśl - Kochaniutkiemu spadnie coś na łeb! I się odmieni. Ale jak odmieni?? Hmm... może porzuci strzelectwo? Może zajmie się uprawą ziemi, którą będą deptać jego niezorientowani kompani?? Zerknąłem na freepy - Huri, Twardy, Geralt - mają możliwości by coś ciężkiego zwalić Kochaniutkiemu na jego kędzierzawy łeb. Obmyślałem dalej, gdy nagle stała się rzecz straszna... Skończyło się piwo...


pozdrawiam 


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Huriel on May 07, 2009, 07:40:57 AM
usmiałam się :) ja na etten nie mam czasu, ostatni raz byłam ze trzy-cztery tygodnie temu...


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Zamir on May 07, 2009, 09:08:50 AM
Kupuj Quintu piwo w zgrzewkach a nie na sztuki - wtedy wena twórcza tak szybko nie uleci.... Hehe   ;) I niech Kochaniutkiemu naprawdę coś ciężkiego na łeb spadnie to może nawrócisz się na freepy  ;D

Tak przy okazji. Zamira nie przeraziła liczba zaliczonych gleb (bo to w PVM normalne i bezkarne  ;) ) ale bezsens i nuuuda takiej zabawy. Wyglądało to tak, że stałem i patrzyłem się na walących do siebie BA, hunterów i lmów a potem wpadało 50 creepów i zamiatało. Czy coś się zmieniło w tej kwestii? Jeżeli nie to w Etten naprawdę długo się tam nie pojawię.



P.S. Może wpadnę do Etten Miste. Ale mała szansa jest na to, bo w planie mam jak najszybsze dobicie burgiem do 60-tki.

P.S. Już niedługo dojdę burgiem do Morii, więc możesz dołączyć do mnie Quinthorinem :D


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Etheldar on June 11, 2009, 01:51:32 PM
                                                                OKO W OKO Z WROGIEM

   Ledwo co jasne promienie słońca zaświeciły nad ufortyfikowanym obozem elfów położonym nieopodal ruin niegdyś potężnej fortecy Tol Ascarnen, już dało się wyczuć w powietrzu przeszywający odór spalenizny któremu towarzyszyła szczypta czarnoksięstwa praktykowana głównie przez szamanów i porykiwania orków dobiegające od strony wiekowego, południowego mostu - nie było wątpliwości, siły Angmaru ponawiają rozpoczęty w nocy atak. Na stanowiskach bojowych fortu gwarno było od pokrzykujących dowódców Wolnych Ludów Śródziemia, wydających rozkazy swoim poddanym, którzy w pocie czoła ustawiali barykady, gromadzili amunicję, zapasy broni, racje żywnościowe i punkty zaopatrzenia dla garnizonu.
   - Wy dwaj! - krzyknął do dwóch niziołków starszy sierżant Vural - zróbcie użytek ze swojego rozmiaru i lećcie w te pędy do Glan Vraig, potrzebujemy każdego miecza w tej chwili, nie wiemy jak licznie przybył wróg tym razem.
Dwaj Hobbici zasalutowali i wybiegli przez powoli domykające się wrota fortu.
   - Potrzebujemy jeszcze dwóch ludzi, elfów czy kogo tam licho przytarga do powiadomienia głównej armii przemierzającej Etten, jednak  do cholery nie wiemy o niej nic! Gdzie jest, ilu sobie liczy, czy jest przygotowana do walki z takimi hordami, kompletnie nic! Sierżant podrapał się nerwowo po siwej brodzie, po czym jego wzrok przykuł łowca wpatrujący się w coraz liczniej napływające od strony fortecy odziały wroga, oraz Vani - młodą, elfią adeptkę sztuk magicznych z Rivendell.
   - Pojedziecie sprawdzić co z głównymi siłami? - spytał , gdyż wiedział, że łowca jest wyższy rangą od niego samego, jednak odpowiedź uradowała go wielce:
   - To nasz obowiązek, zrobimy co w naszej mocy, ale nie mogę obiecać niczego konkretnego, mnóstwo wargów grasuje po równinach Coldfells i w lesie Hithlad spragnionych krwi samotnych podróżników - odpowiedział łowca, lore-masterka przytaknęła.
   -Wiem że sobie poradzicie liczę na was... liczymy wszyscy. Po czym odprowadził ich wzrokiem zza blanek umocnień aż do rozdroży kiedy to rozdzielili się jadąc w swoje strony.

Nie minęło wiele gdy wymiana ognia rozpoczęła się. Strzelcy Uruków napinali cięciwy swych ciężkich okutych czarnym żelazem, prostych łuków i wypuszczali z nich mordercze strzały prosto w obrońców. W odpowiedzi usłyszeli świst szybkich, elfich strzał i mocniejszych bełtów z kusz krasnoludzkich. Kilku z orków padło powalonych magiczną kulą energii posłaną od strony obozu przez arcymaga Shindore, ich cielska spopieliły  się w mgnieniu oka - niewątpliwie Wolne Ludy miały na usługach wielu praktykujących owe sztuki magiczne.

W obozie ludzie, elfy, krasnoludy i hobbici uwijali się jak mogli. Znosili rannych z blanek, po czym oddawali ich opiece rune-keeperów i lekarzy polowych, a na ich miejsce wchodzili nowi strzelcy.
Pieśni i muzyka pokrzepiająca na duchu obrońców dała się słyszeć nieprzerwanie.
Walka trwała...

  Tymczasem łowca jechał niestrudzenie przez porośnięte wysoką trawą równiny Coldfells, piękne, lecz zarazem smutne, gdyż plugawione przez orków, wargów i inne paskudztwo z Grams, jechał tak w kierunku zrujnowanej twierdzy Tirith Rhaw obecnie stanowiącej przyczółek Wolnych Ludów.

Gdy tak jechał, nagle zauważył poruszenie w pobliskich krzakach. Poluzował broń, wyjął kuszę i załadował. Zwolnił tempo i zaczął uważnie się przyglądać w celu dostrzeżenia jakiegokolwiek ponownego ruchu. Nie zauważył nic jednak, więc przyspieszył widząc z oddali dumnie powiewające chorągwie na szczytach wież twierdzy. Gdy tak zamyślił się nad otaczającą go przyrodą, nagle coś czarnego i włochatego przemknęło mu dosłownie przed twarzą, koń parsknął przeraźliwie i jeździec znalazł się na mokrej trawie, wstał nieco ogłuszony od uderzenia, rozejrzał się i  zobaczył w gąszczu traw paskudne oblicze znanej mu pokraki. Nie był to ani  warg ani pies, choć duży jak warg, lecz ze zmierzwionym futrem, krzywymi łapami, nieproporcjonalnie małym ogonem i zaślinionym pyskiem. Był czarny jak smoła, przez co był prawie niewidoczny w gęstej trawie, z której łypał swymi żółtymi,  przekrwionymi ślepiami na łowcę. Wyglądał teraz trochę jak hiena, śmiejąca się z łowcy, śmiał się, charczał, a może po prostu krztusił swoim wyliniałym futrem. Nic dziwnego że nie napadło na mnie to tchórzliwe bydle - myślał sobie łowca. Napada, owszem  ale w większej grupie, podczepia się pod grupy roślejszych wargów i wilków szukając łatwej zdobyczy wśród odosobnionych podróżnych i zwiadowców. Nawet zagorzali słudzy mrocznego władcy nie darzą go szacunkiem, wręcz przeciwnie, przeganiają bądź sami polują na tą parodię warga. Nigdy nie atakuje sam, wtedy najczęściej ucieka albo "bawi się" z wrogiem lub to wróg z nim. Znany jest ze swego wrodzonego  tchórzostwa, takiego jakim nie grzeszył jego pan niegdyś czempion, jeśli można go było takim tytułem nazwać, walczył przed laty ramię w ramię z Wolnymi Ludźmi, lecz powoli z biegiem czasu mroczne moce, lub jego spaczony umysł nakłoniły go do straszliwych czynów, po dokonaniu których uznano go za banitę i poszukiwano po całym Eriadorze. Teraz jego pan zniknął i pozostawił tylko tą pokrakę i żałosne wspomnienia o sobie samym...
Łowca wiedział, że jego obowiązkiem jest ukrócenie życia temu psu, i przyniesienie jego parszywego truchła do Glan Vraig, po czym szybko wycelował z kuszy i wypuścił strzałę przesyconą mocą elfów zdolną do ogłuszania wrogów na krótki etap czasu, która ugodziła poczwarę w korpus. Zwierzę zatoczyło się i zawyło  przeciągle. Łowca wiedział że ma niewiele czasu, przeładował broń i  wystrzelił serię bełtów ponownie we wroga. Dwie strzały dosięgły celu, przeszywając na wylot pokraczną łapę i sięgając pleców warga. Ten zawarczał w kierunku swego przeciwnika i pognał z podkulonym ogonem ku gromadzącym się siłom Saurona w pobliżu mostu.
   -Jeszcze się spotkamy plugawcze, osobiście przekaże twój łeb Generałowi Tordurowi w Glan Vraig zanim bitwa dobiegnie końca - podsumował łowca, po czym wsiadł na swego czarnego wierzchowca i popędził na spotkanie z Generałem Verdantine w Tirith Rhaw...

cdn...


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on June 11, 2009, 02:15:23 PM
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg :)


Nie był to ani  warg ani pies, choć duży jak warg, lecz ze zmierzwionym futrem, krzywymi łapami, nieproporcjonalnie małym ogonem i zaślinionym pyskiem. Był czarny jak smoła, przez co był prawie niewidoczny w gęstej trawie, z której łypał swymi żółtymi,  przekrwionymi ślepiami na łowcę. Wyglądał teraz trochę jak hiena, śmiejąca się z łowcy, śmiał się, charczał, a może po prostu krztusił swoim wyliniałym futrem.

ja chyba go gdzieś widziałem :D :D :D

pozdrawiam

ps. piękny odwet Etheldar i na poziomie. Szacunek :)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on August 26, 2009, 02:59:16 PM
KOPACZ

   Działo się to w pięknej krainie Ettenmoors. Lato było w pełni a potyczki między Wolnymi Ludźmi a tradycyjnie złymi i odrażającymi sługusami Angmaru trwały w najlepsze. Jak na sezon typowo ogórkowy przystało, nie było zdecydowanego zwycięzcy - ot jedni ubili drugich potem tamci znowu tych - żadna ze stron nie posiadała przewagi umożliwiającej przejęcie Twierdz Etten na dłuższy czas. Tym dziwnym się stało, że któregoś dnia w ciągu niedługiego czasu większość twierdz przeszła w ręce Wolnych Ludzi. Ci z creepowej braci, którzy cudem ocaleli opowiadali, że walkom towarzyszyły cuda jakoweś. Freepy pojawiał się znienacka w środku twierdzy i zaciekle obijając zadki obrońcom wyrzucały ich z keepa. Nikt nie wiedział jak przeszli. Uruki opowiadały, że to rodzaj magii jakowejś. Że freepy potrafiły dzięki miksturze straszliwej przenikać przez ściany a potem niezauważone - niewątpliwie dzięki innej strasznej miksturze - przedostawały się za plecy obrońców. Strach padł na plemiona co hołd Angmarowi złożyły. Oto drugiego miesiąca lata pozostał w ich rękach jedynie olbrzymi fort Tol Ascarnen.

   Brać Mrocznej Twierdzy także uczestniczyła w licznych walkach a członkowie Klanu zdążyli nabyć już niebywałej biegłości w walkach z kwiatem Śródziemia. Kiedy armia Wolnych Ludzi przybyła pod twierdzę Tol Ascarnen nasz klan również tam był i patrolował cienie wyniosłych murów twierdzy. Szturmów było co niemiara ale wszystkie odparto. Któregoś dnia jednak freepy zniknęły a w twierdzy zaczęły rozbrzmiewać chrobotania jakoweś. Na obrońców padł blady strach - byli przekonani, że freepy pod wpływem eliksirów próbują przeniknąć przez ścianę. Patrolowałem wtedy wraz z wiernym druhem - reaverem Machiną Wojenną zwanym, mur przy zachodniej wyrwie, gdy nagle moje wilcze zmysły postrzegły znak czyjejś obecności. Nie ufając jednak do końca zmysłom i chcąc mieć pewność, użyłem mrocznego talizmanu do wykrywania ukrytych hobbitów. Przeczucia mnie nie myliły - opodal przy murze czaił się mały pokurcz i jak na burga przystało udawał, że go nie ma. Szybko zaalarmowaliśmy załogę twierdzy i już po chwili, grupa zbrojnych orków zaatakowała małego szaleńca. Kiedy burg odsłonił się i rozpoczął paniczną ucieczkę, ujrzeliśmy że osłaniał on jeszcze jedną postać, która z pokaźnych rozmiarów łopatą ryła ziemie tuz przy murze. Wtedy rajd zawrócił i otoczył nieszczęśnika. Walka była krótka i szybka - tak szybka, że kiedy już odstąpiono, ofiara - człowiek z rasy a hunter z profesji, znajdował się w takiej samej pozycji w jakiej go zaskoczono. Tylko łopatę mu wyrwano a jeden z bardziej poważanych orków popędził z nią zdać relację tyrantowi. Kiedy podeszliśmy z Machina Wojenną do biedaka, oczom naszym ukazał się taki widok --->

(http://img190.imageshack.us/img190/7420/screenshot002081.jpg)

pozdrawiam


Wasz uniżony Sługa Angmaru - Zdzisiek - warg


ps. tradycyjnie zapraszamy wszystkich do udziału w walkach na Ettenmoors po tej drugiej - podobno złej - stronie konfliktu :)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on August 04, 2010, 01:22:58 PM
PRAWDZIWY BOHATER



Poruszał się zwinnie pośród gęstych krzewów pięknego brzozowego lasku. Jak zwykle wykonywał ważne zadanie. Zadanie od którego mogło zależeć życie garstki straceńców otoczonych przez przeważające siły wroga. Ostrzał trwał od rana i bardzo mocno utrudniał przemieszczanie. Teraz zmierzchało już i coraz dłuższe cienie kładły się z pobliskich drzew dając bezpieczne ukrycie. Słońce czerwonymi refleksami znaczyło linie horyzontu. Wydawało się że jest blisko, na wyciągnięcie ręki... Wtem tuż przy czerwonej kuli rozbłysło inne światło o oślepiającej bieli. Zaciekawiony podczołgał się bliżej i raptem został porwany przez dziwny podmuch, który wciągnął go w jasno-biały krąg. Świat zawirował wkoło a potem nastała ciemność.



***


Nad twierdzą Tirith Raw zapadał zmierzch. Patrolujący okolice keepu orkowi wojownicy z Ongburza przyglądali się z rybim zainteresowaniem zachodzącemu słońcu, które zdawało się przybliżać ku warowni. Raptem tuż obok ukazał się jaśniejący krąg, który nagle przygasł i chwile potem wypluł wśród kłębów oparów dziwnego stwora, który koziołkując wpadł na patrol orkowy i poturbował go niczym kula kręgle. Nie przywykli do takich zjawisk orkowie zareagowali we właściwy sobie sposób - wyciągnęli oręż i próbowali usiec dziwnego stwora, podobnego do warga, który zaczął robić uniki z zadziwiającą zręcznością. Prawdopodobnie sondował najpierw umiejętności wojowników orkowych, bo nie odpowiadał siłą na zadawane razy. Dopiero po dobrej chwili napastnicy uświadomili sobie, że właściwie mimo wielkiej ilości zadawanych pchnięć i sztychów nie trafili ani razu. I wtedy stwór zaatakował. Pierwszy ork otrzymał potężny cios łapą i osunął się martwy na ziemię. Drugiemu stwór jednym kłapnięciem rozszarpał gardziel. Widząc to pozostali członkowie patrolu z krzykiem uciekli do warowni wydzierając się w strasznie, że ani chybi wargi Mazauka zerwały przymierze z ludem orkowym i zaczęły podkradać się pod orkowe twierdze. Natychmiast ogłoszono alarm i już po chwili dzierżąc pochodnie podwojone patrole orków zaczęły przeszukiwać obrzeża warowni. I nikt nie zauważył niewyraźnego cienia, który przepełzł przez słabo oświetloną główną bramę.


***


Kiedy pozostałości patrolu dziwnych stworzeń ledwo tylko przypominających człowieka, z przerażeniem w głosie uciekły do bramy ogromnej budowli, przywarował przy najbliższym pagórku i zaczął zastanawiać się gdzie właściwie jest. Nie miał dużo czasu bo już po chwili głos dzwonów uświadomił mu, że oto szykuje się polowanie na jego skromną osobę. Zaraz potem z warowni wypadło kilkanaście patroli z pochodniami które ruszyły wokół murów keepu. Jeden z patroli skierował się w jego stronę i niemal zdeptał go ale przed odkryciem uchroniła go wysoka trawa rosnąca przy jego kryjówce. Korzystając z okazji że wielka brama wejściowa jest chwilowo niepilnowana, przemknął chyłkiem i już po chwili znalazł się w środku twierdzy dziwnych stworów. Kiedy przywarował w narożniku olbrzymich murów nagle z pobliskiego pomieszczenia lekko chwiejąc się na nogach wyszedł olbrzymi - większy od patrolujących - stwór i ruszył w jego kierunku rozpinając hajdawery. Kiedy obnażony zatrzymał się tuż nad nim wiedział już co chce zrobić. Chwilę później nad keepem zabrzmiał przerażający okrzyk kastrowanego potwora.


***

Przerażający okrzyk  Uruka wstrząsnął wszystkimi orkami w Tirith Raw. Zaraz zerwali się szukać warga, który odważył sie wejść do środka twierdzy i atakować ich pobratymców. Niczego jednak nie znaleźli. Warg jakby rozpłynął się w powietrzu ale jeszcze kilkukrotnie w nocy i nawet już za dnia w keepie rozlegały się przeraźliwe głosy ubijanych orków. Schemat był ten sam - nieszczęśników znajdywano z przegryzionymi gardłami. Zadziwiające było jednak to, że potwór który był ich oprawcą nie ucztował przy zwłokach poległych. Zadziwiające, niepodobne do warga. Około południa przed bramą główną zamajaczyły sylwetki watahy wargowej wracającej z dalekiego patrolu z Tol Ascarnen. Wargi szły otwarcie nie obawiając się orków i dwójkami wbiegały do olbrzymiego holu w twierdzy. Przewodził im sam Mazauk. W holu czekał na nich tyrant twierdzy w otoczeniu najznamienitszych wojowników z plemienia Uruków. Mazauk zdziwił się chłodnym przyjęciem a już po chwili wpadł w prawdziwą wściekłość widząc, że oto orki dobyły łuków i tasaków i zaczęły szlachtować jego pobratymców. Wargi nie pozostały dłużne zdradzieckim orkom a Mazauk zwarł się z samym tyrantem. W keepie rozpętało się prawdziwe piekło.


***


Malonna przekradał się w okolicach Tirith Raw w poszukiwaniu maruderów orkowych, którzy przed szybko nadchodzącym zmierzchem nie zdążyli schronić się za murami keepu. Dziwny był to koniec dnia. Cisza, która królowała nad twierdzą była niepokojąca. Od razu wydało mu się, że coś musiało się zdarzyć. Zwykle Tirith Raw tętniło wrzaskami pijanych orków i rubasznym śmiechem Uruków. Po kilkunastu minutach Malonna zdecydował się podkraść w okolice bramy. Nie zastał tu spodziewanych strażników a długi korytarz prowadzący do holu był pusty. Z duszą na ramieniu hobbit zdecydował się podejść dalej. To co ujrzał w komnacie przypominało masarnię. Kłębowisko porozrywanych ciał orków, Uruków i wargów dawało świadectwo straszliwej bitwy do jakiej niewątpliwie doszło tu jeszcze kilka godzin temu. Minąwszy pobojowisko hobbit ruszył schodami do góry do siedziby tyranta. Po chwili znalazł go martwego przy fladze keepu a tuż obok niego leżącego bez ducha olbrzymiego warga. Po chwili wahania podjął decyzję. Trzeba ściągnąć chorągiew orkową i szybko dać znać pobliskim wolnym plemionom, że oto twierdza przeszła w ich ręce. Szybko uwijał się ze zdejmowaniem flagi orkowej a potem równie szybko rozpoczął wciąganie flagi wolnych plemion Śródziemia. Nagle zauważył na pobliskim murze że tuz za nim wyrósł olbrzymi cień. Przerażony odwrócił się i zobaczył, że leżący do tej pory warg stoi nad nim i już gotuje się aby kłapnięciem paszczęki odgryźć jego hobbicką główkę. Skurczył się w sobie oczekując na ostateczny cios, który jednak nie nadszedł. Oto z pobliskiego cienia wyłoniła się postać znacznie mniejszego zwierzęcia, które skoczyło ku wargowi i wręcz zawisło na jego gardzieli. Warg zdumiał się jednak odniesione w pojedynku z tyrantem rany dały po chwili o sobie znać. Ciemna posoka popłynęła z rozerwanej gardzieli i po kilku sekundach warg padł martwy częściowo przygniatając swojego zwycięzcę. Ten jednak wyczołgał się spod truchła potwora i na chwiejnych łapach stanął naprzeciw hobbita. Pies?? zastanawiał się Malonna jednak inne zdarzenie po chwili przyćmiło te domysły. Oto wraz z zachodzącym słońcem rozświetlił się tuż obok jaśniejący krąg i nagle pochłonął zwierzę które niewątpliwie uratowało Malonnie życie.


***


Po ubiciu olbrzymiego wilka skierował swój wzrok na malutką postać skuloną pod flagą. Przypominała mu jego pana. Malutki człowieczek zerkał na niego. Już podnosił się gdy nagle wraz z zachodzącym słońcem wokół niego rozświetlił się oślepiającą bielą krąg i wciągnął go w swój środek. Po chwili ocknął się i rozejrzał wokół. Ten sam brzozowy lasek, ta sama pora, te same odgłosy bitwy. Czołg odnalazł po chwili. Zaszczekał donośnie. Janek wydostał się z włazu i radośnie zawołał - Szarik, wróciłeś dzwońcu jeden! Odwrócił się i rzekł do nadbiegającego Olgierda - Wykonał zadanie! A mówiłem cię, że ten pies jest tak mądry, że mógłby nawet wygrać bitwę!

Położył się w czołgu na swoim posłaniu. Bohaterowie też czasem muszą odpocząć.



pozdrawiam


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Quintu on June 11, 2018, 09:26:01 PM
Skrada się, węszy... NIUCH! NIUCH!... Stare tropy już dawno przykrył kurz zmian. Uświadomił sobie właśnie, że on Faflun w zasadzie nie powinien już istnieć... A jednak jest... A jak już jest to może by kogoś stunem z łapki pociągnąć a potem w zaciszu jakiejś jaskini w Etten pożreć ze smakiem? Jakiegoś krasnoluda! Nie... One są za łykowate. To może elfa smukłego? O tak! Elfa! Nie... one mają za chude mięsko... To kogo? Małego tłuściutkiego hobbitka! O Tak Hobbitka! Mniam! Oblizał się ze smakiem! ... a potem uświadomił sobie że ze starości wypadły mu już wszystkie zęby...


i Faflun znikł ;)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Huriel on June 11, 2018, 10:22:41 PM
Panie kkochany, w tych czasach to nawet psiakom wstawia się protezy ;)


Title: Re: Opowieści z Etten
Post by: Bondur on June 12, 2018, 08:40:02 AM
Teraz proteza to LI warga :)