Pages: [1]
  Print  
Autor Topic: [RP] Przedstawcie swoje postaci  (Read 1929 times)
XanderGreatmaster
Przybysz
*
Offline Offline

Wiadomości: 42



« on: March 26, 2014, 04:38:25 PM »

Coś dla fanów Role-Play'u ;) Zapraszam do podzielenia się historią waszych postaci. Ja zacznę. Będę posiadał przynajmniej 6 postaci. Wszystkie są ze sobą powiązane, więc najpierw je przedstawie, a potem opowiem jedną opowieść dotyczącą wszystkich :D

Xander - Dunmer, Nightblade, skrytobójca
Sonya - Nord, Dragonknight, tank
Brings-Sorrow - Argonianin, Sorcerer/Nightblade(Siphon), Mag bitewny
Sylon - Breton, Sorcerer, Mag
Nirya - Altmer, Templar, Healer
Cylthia - Bosmer, Sorcerer, Łucznik

Xander (mój nick czyta się przez X, ale jego imię przez Z "Zander") był synem dwójki Dunmerów należących do Mrocznego Bractwa. Pomimo tego faktu nigdy
do owego nie należał. Odszedł od rodziców kiedy zaczął dojrzewać. Gdy nie miał się gdzie podziać pomogła mu pewna Argonianka. Spędził z nią i jej synkiem rok. Rodzice od dziecka uczyli go swego fachu, więc Xander zdecydował się zacząć zabijać za pieniądze. Początki nie były łatwe, ale wkrótce młody Dunmer podróżował po całym Tamriel, zbierając zlecenia od coraz to ważniejszych osób. Z wszystkich zleceń jakie wypełnił Xander warto wspomnieć o trzech z nich:

Pewne małżeństwo z Pękniny straciło swoją 14-letnią córkę. Ktoś ją brutalnie zgwałcił i zamordował za pomocą magii. Podejrzenie padło na początkującego
nadwornego maga Jarla, lecz z powodu braku dowodów Jarl uznał go za niewinnego. Małżeństwo zleciło Xanderowi poszukanie dowodów i -gdyby takowe znalazł  -zabicie maga. Czyż może istnieć lepszy dowód, niż złapanie podejrzanego na gorącym uczynku? Gdy pedofil dobierał się do 13-letniej sieroty, Xander wykorzystał sytuacje i wbił mu ostrze pod żebra. Sonya patrzyła się na swojego wybawiciela, leżąc naga na zimnym bruku, niepewna co się z nią teraz stanie. Nasz Dunmer wziął ją jednak na ręce i wrócił do swoich zleceniodawców, którzy oddali mu z wdzięcznością większość oszczędności oraz zgodzili zająć się sierotą.

-Kilka lat później, gdy Xander nauczył się jak wzbudzić zaufanie "grubszych ryb" i przyjmować od nich intratne kontrakty, wyruszył na Summerset Island by zabić pewnego Altmerskiego dyplomatę. To nie było proste zadanie. Urządzenie idealnego zabójstwa wymagało czasu, więc zatrzymał się na ten czas u byłej kapłanki Mary. Nirye oczarowała wiedza i szarmancja dunmerskiego gościa do tego stopnia, że zakochała się w nim. Lecz Xander zdawał się nie zauważać swojej gospodyni jako kobiety, a raczej jako środek do osiągnięcia celu. Gdy tylko wykonał zlecone mu zadanie, zniknął bez pożegnania, ale piękna altmerka nigdy o nim nie zapomniała.

-Pół roku później, gdy wrócił do Morrowind, usłyszał, że jego argoniańska przyjaciółka zginęła z rąk bandytów. Jej syn, wkraczający w dorosłość Brings-Sorrow poprosił Xandera, aby nauczył go zabijać, by mógł się zemścić. Po roku młody argonianin był gotowy dopaść zabójców swojej matki, ale Xander nie pozwolił mu iść samemu. Po wspólnej walce postanowili podróżować razem. Ale niedługo mieli dostać zlecenie które na zawsze odmieniło ich życie...

-W międzyczasie Nirya wplątała się w nieciekawą sytuacje. Jej najlepsza przyjaciółka Cylthia działała incognito dla bosmerskiego ruchu oporu przeciw Aldmerskiemu Dominium. Altmerka pomagała jej jak tylko mogła, lecz pewnego dnia łuczniczka oznajmiła, że Thalmor dowiedział się o nich i muszą uciekać z Summerset Island. Obie schroniły się w Cesarskim Mieście, w szeregach młodej jeszcze gildii magów. Uczył się tam także pewien breton. Zdolny, ale leniwy Sylon miał niezwykły magiczny potencjał. W wolnych chwilach lubował się w czytaniu "Argoniańskiej pokojówki" oraz spotykał się często z różnymi kobietami, od kurtyzan po szlachcianki. Jednym słowem był typowym babiarzem. Miał też niezwykłego pecha, ponieważ będąc świadkiem politycznego morderstwa wpadł na celownik znanej nam pary skrytobójców. Znalazł też obrońców. 20-letnia obecnie Sonya, usłyszawszy od rodziców, że jej wybawicielem był wędrowny najemnik, postanowiła pójść w jego ślady. Szukała akurat pracy w Cesarskim Mieście kiedy usłyszała o sytuacji Sylona. Wsparcia udzieliły mu też Nirya i Cylthia.

-Kiedy nadszedł dzień w którym Xander wraz z Brins-Sorrow postanowił zaatakować pechowego Bretona, zdarzyło się wiele rzeczy. Nirya zrozumiała, że jej ukochany to tak naprawdę skrytobójca, a Sonya przekonana o jego miłosierdziu była gotowa zaatakować osobę, którą jeszcze przed chwilą miała bronić. Niestety, narobili zamieszania i zostali pochwyceni przez Cesarską Straż. Niedługo później zostali złożeni w ofierze Molag Balowi przez Menimarco - Króla Robactwa.
Emerald
Przybysz
*
Offline Offline

Wiadomości: 8



« Reply #1 on: March 26, 2014, 10:01:52 PM »

Ja się raczej skupię na jednej postaci aczkolwiek napewno altów kilka będę mieć, zobaczymy jak to wyjdzie :)

Emerald – Dunmer Sorcerer.
Syn dwojga Dunmerów z rodu Telvanni. Rodzice zostali zamordowani przez Morag Tong w moje drugie urodziny. Przegarnęła mnie i wychowywała do 12 roku życia bliska przyjaciółka matki (również Telvanni).
Przejawiając zainteresowanie oraz talent do sztuk magicznych zostałem wysłany do Gildii Magów, do przyjaciela z mojego rodu w Sadrith Mora, gdzie zacząłem się uczyć profesji które prawdziwemu magowi będą niezbędne – retoryka, alchemia, zielarstwo, iluzja. Pobierałem nauki również wielu sztuk które praktycznie wpływały na życie samodzielnego czarodzieja jak krawiectwo czy zaklinanie, żeby wreszcie w wieku 18 lat zostać pełnoprawnym członkiem gildii.
W 17 urodziny zostałem razem z kilkoma innymi magami wysłany w ramach pomocy na misję badawczą do dwemerskich ruin nieopodal Samotni w Skyrim. W ruinach wg doniesień naszych informatorów, znajdowała się wielka moc którą dało się wyczuć nawet nie będąc biegłym w sztukach magicznych. Płynęliśmy statkiem ok dwóch tygodni zanim zawinęliśmy w Samotni. Jarl Samotni przywitał nas ciepło mimo małej wiedzy na temat magii oraz jeszcze niedawnych niepokoi jakie panowały między Mrocznymi Elfami a Nordami. Po jednodniowym odpoczynku ruszyliśmy w stronę ruin w których została odkryta tajemnicza moc. Wędrówka do samych ruin nie należała do prostych, głównie ze względu na zimne i skaliste tereny po jakich przyszło nam wędrować. Elfy z Morrowind rzadko mają okazję oglądać śnieg oraz niższe temperatury, ze względu na sąsiedztwo wulkanu który to raz po raz ogrzewa całą swoją okolicę. Fauna również dawała o sobie znać, niejednokrotnie napotykaliśmy lodowe trolle albo pająki wielkości dorosłego niedźwiedzia i żeby nie doświadczenie oraz biegłość towarzyszy moich towarzyszy w sztuce magicznej moglibyśmy nie przetrwać tej podróży. Po kilku dniach wędrówki dotarliśmy na miejsce. Okazało się, że nie byliśmy pierwsi. Rozbity obóz oraz szereg dzienników które odnaleźliśmy jasno mówiły, że moc zwabiła poszukiwaczy przygód oraz rabusiów, w nadziei na łatwy zarobek oraz sławę. Obóz był opuszczony od kilku dni po czym wywnioskowaliśmy, że ktoś musi być w środku. Pełni skupienia oraz czujności ruszyliśmy do środka.
Ruiny nie wydawały się różnić od innych. Dwemerskie maszyny z których większość nadal działała, ornamenty oraz liczne wizerunki starożytnych widniejące na ścianach. Dopiero po przejściu kilkuset metrów korytarzy znaleźliśmy pierwsze martwe ciała oraz rozbite roboty, które na pewno broniły swojego „domu”. Wszystko wskazywało na to, że były to ciała rabusiów zabitych przez innych ludzi – można było to łatwo wywnioskować po ranach jakie zostały im zadane. Z siedmioosobowej drużyny dwóch magów zostało na straży zbierając ślady, my natomiast ruszyliśmy dalej. Po dłuższej wędrówce po labiryncie jakim okazały się ruiny napotykając i pokonując jeszcze działających strażników dwemerskich dotarliśmy do centrum. Niestety nie byliśmy pierwsi. W samym centrum nad wielkim zbiornikiem z wodą unosił się przepiękny kryształ. Wokół niego zgromadzonych było sześć osób które jakby w transie wypowiadały słowa w nieznanym dla mnie języku. Zdecydowaliśmy się otwarcie podejść do owych osób. Przechodząc przez wielkie wejście oślepił nas blask bijący z kryształu. Osoby zgromadzone wokół kryształu okazały się dremorami które od razu ruszyły do ataku. Kryształ rozjaśniał jeszcze większym światłem. Co odebrało mi świadomość… zemdlałem…
Obudziłem się nie wiem jak długo później na statku, ale statku nie należącego do nikogo kogo bym był w stanie rozpoznać. Nieznane mi bandery, ludzie oraz typ statku nie wróżyły nic dobrego. Po trwającej kilka dni podróży, skuty prawie konający z wyczerpania i głodu dotarłem wraz z moimi oprawcami do miejsca gdzie Nekromanta Minimarco składał w ofierze swojemu Panu Molag Bal’owi podobnych mnie więźniów. Tak też stało się i ze mną. Na szczęście to był dopiero początek…


Mam nadzieję, że komuś sie będzie chciało to wszystko czytać XD historia w 80% stworzona kilka lat temu :) 20% to dodatek na potrzeby ESO :)

PS sorry za drobne błedy, nie chce mi sie ich poprawiac - mysle ze znaczaco na calosc nie wplynely :P
Aliozo
Przybysz
*
Offline Offline

Wiadomości: 9


« Reply #2 on: March 28, 2014, 01:02:35 PM »

Super inicjatywa bardzo podobaly mi sie wasze historie to moze teraz i ja sprobuje.

Aliozo - wygnany templariusz

Ehhh usiadz bracie bo w kuflu juz dno podswituje a i z 4 kolejne jeszcze wypije to moze bedziesz tak uprzejmy i wysluchasz mej opowiesci postawie Ci przy tym kufel piwa. Nie zdradze Ci mego imienia bo i tak okryte jest zbyt wielka hanba. Ale wyobaz sobie ze jestem templariuszem. Templariuszem ktory zostal potepiony i wygnany na zwglad swojego umilowania do magii. Otoz w szkole dla templariuszy jako jedyny nosilem nie pelna plytowke oj nie ona byla zbyt ciezka jako lesi Elf musialem poruszac sie szybko i zwinnie wiec nosilem szaty maga. Dzieki ich magicznym runom bylem wstanie leczyc wiecej i szybciej. Moi koledzy tego nie lubili. Zawsze szydzili ze mnie mowiac "Chodz stac ze mna do walki!" A ja odchodzilem z opuszczona glowa. Nie walka chodzila mi po glowie lecz chec niesienia pomocy innnym. Nie posiadalem ani broni ani tarczy tylko ta oto stara laske mojego poczciwego staruszka. Laske ktora leczy. Ale zmusili mnie! Chcieli mnie zmienic za wszelka cene nie mogli zniec tego ze templariusz moze byc tak zmarnowana profesia tylko do leczenia. Wiec na poczatku zabrali mi laske ojca i wsadzili jakas przekleta lase zniszczenia. Jej moc byla nieczysta i powoli ogarniala moje cialo a ja wogole nie bylem tego swiadom. Moja maga przybierala na mocy zaczela palic, mrozic a nawet scierac w pyl cieczebne postacie. Wszystkim sie to bardzo podobalo. Potem stopniowo zaczeli nakladac na mnie zbroje a przekleta laska zasiala juz swoje ziarno. Kilka lat pozniej zostalel mianowany na templariusza. Pelen nienawisci w sercu wyruszylem na swoja pierwsza przygode. Zadanie bylo tajne nikt nie wiedzial gdzie sie udajemy. Nocowalismy po lasach i gorach przez tygodnie jedzac co natura nam przygotowala. W koncu dotarlismy do krypty do naszego ostatniego punktu wyprawy i zarazem najbardziej nieprzewidywalnego wydarzenia w moim zyciu. Pelni checi do walki przechodzilismy przez rozne plapki i wrota kilku z nas poleglo nie do chodzac do konca. Pelni gotowosci przed ostatnimi wrotami zeszturmowalismy ostatnie pomieszczenie. Pelni nienawisci i zemsty. A w srodu co ? A w srodu na piedestale lezal dziwnie poswiatujacy kamien. Kazdy z nas zaczal powoli podchodzic do niego blizej az w koncu on zaczal nad nami przejmowac kontrole! To co sie tam wydazylo nigdy nie zniknie z mojej pamieci. Wszyscy zaczeli wariowac! Zachowywac sie jak zwiezeta wyc z bolu czy tez strachu. Wkoncu wszyscy jak jeden maz wyciagneli bron i zaczeli sie nawzajem powyzynac. Pamietam pelno krwi dookola i zalu w moim sercu ze zabijam kolenych sprzymiezencow opetanych ta przekleta moca. Potem chyba zemdlalem od uderzenia. Obudzilem sie w zupelnie w innym miejscu sam... Od tamtej pory nie potrafie sobie wybaczysz ze nie mialem wtedy przy sobie oto tej laski mojego poczciwego staruszka. Moze... moze bym byl wstanie chociaz ocalic kilku.... chociaz kilku......
Pages: [1]
  Print